Krystyna Janda była już wcześniej atakowana za żart na temat Smoleńska. Jednak tym razem sprawa zrobiła się poważniejsza. Przypomnijmy, że aktorka wcieliła się w nim w rolę zagranicznej turystki zdziwionej faktem, że w Polsce od dwóch lat mówi się o "tym samolocie". Na temat dowcipu wypowiedziała się niedawno córka zmarłej tragicznie pary prezydenckiej. Marta Kaczyńska poczuła się dotknięta dowcipem o czym napisała na swoim blogu:
Jak można drwić sobie ze śmierci tak wielu osób? - pytała. Jak można śmiać się z zawstydzającej nieudolności naszego państwa? Jak można żartować z tego jak w sprawie Smoleńska poniżają nas Rosjanie? Nie chcę pisać o największej narodowej tragedii ostatnich dziesięcioleci, bo to oczywiste, ale dla wielu zbyt upolitycznione. Odwołuję się do uczuć, które powinny być znane każdemu z nas i nie pozwalać wyśmiewać niewyjaśnioną śmierć – kogokolwiek.
Komentarze Marty Kaczyńskiej to jednak najmniejszy problem Jandy. Osoby z otoczenia aktorki twierdzą, że za skecz, w którym wspomniała o katastrofie samolotu spotkało ją już kilka nieprzyjemności. W ciągu minionego miesiąca doszło do dwóch niepokojących incydentów. Ktoś ochlapał farbą jej samochód, a potem obudził ją w nocy dzwonkiem do bramy i uciekł nie odzywając się. Aktorka czuje się zagrożona.
Krystyna nie czuje się bezpiecznie - mówi w rozmowie z tabloidem znajoma aktorki. Co więcej, obawia się gróźb internautów, którzy chcą zbojkotować jej dwa teatry.