Ewa Minge konsekwentnie milczała na temat operacji plastycznych, które od lat jej przypisywano. Projektantka słynie z pozbawionego zmarszczek czoła, wysokich kości policzkowych i wykrzywionych w łuk brwi. Zainteresowana twierdzi, że owszem, stosowała "zabiegi medycyny estetycznej", nigdy jednak nie poszła pod nóż. Chwali się też, że na żywo wygląda lepiej niż na zdjęciach:
Jestem najbardziej niefotogeniczną osobą - tłumaczy w programie 20 m2 Łukasza. Na 100 procent spotkań anonimowych 100% ludzi mi mówi: "Pani Ewo, pani zupełnie inaczej wygląda, pani młodsza, pani sympatyczniejsza, pani naturalna, a tak pani wygląda dziwnie". Ja jestem niewolnicą swojego wizerunku, ja go nienawidzę. Mnie się zarzuca nieskończoną liczbę operacji plastycznych. Ja próbowałam botoks i kwas. W moim wieku 99% kobiet robi botoksy czy kwasy, bo to jest normalne. W moim przypadku to nie zdało egzaminu, bo moje wysokie brwi wyglądały fatalnie. Patrzyliśmy z moim lekarzem i się śmialiśmy, ja chodziłam w grzywce! Jak chodziłam w grzywce, to dlatego, że miałam brwi na plecach.
Minge dodaje jednak, że "kiedyś" na operację plastyczną się skusi. Pod warunkiem, że uda się to sprzedać telewizji... Chcielibyście to obejrzeć?
Jeżeli pytasz mnie o kwasy, to ja ci odpowiadam tak, jeżeli pytasz mnie o operacje, to ja ci odpowiadam: Nie! Kiedyś to zrobię i się do tego przyznam. Mało tego - wezmę za to duże pieniądze i zrobię to przy kamerach. Jeżeli mi jakaś telewizja bardzo dobrze zapłaci, ale będą to niebotyczne pieniądze.
Obawiamy się, że któraś z polskich telewizji może się na to skusić. Po Wolim i Tysiu producenci są już chyba gotowi naprawdę na wszystko.