W sprawie śmierci Sage'a Stallone'a, syna Sylwestra, jak na razie więcej pytań, niż odpowiedzi. 36-latek został znaleziony martwy w swoim mieszkaniu, wraz z kilkudziesięcioma butelkami po lekach na receptę. Jak wskazują osoby pracujące przy śledztwie, jego ciało mogło leżeć tam nawet tydzień. Zobacz: "Przez tydzień nikt nie znalazł jego ciała"
Najbardziej prawdopodobną i rozważaną przez policjantów hipotezą dotyczącą okoliczności jego śmierci jest założenie, iż Sage był dilerem - handlował głownie Hydrocodonem, znanym pod handlową nazwą Vicodin. Ten lek, przepisywany na receptę, brał również Michael Jackson. Sam Stallone miał być jednak jedynie sprzedawcą, a nie narkomanem.
Ważył 82 kilogramy przy wzroście 1,73 m. To nie są wymiary narkomana, którzy zazwyczaj są chudzi, mają wystające kości i zapadnięte policzki. Sage był pucołowaty - twierdzi informator magazynu TMZ. W jego domu znaleziono ponad 60 pustych opakowań po Vicodnie, co daje 30 tysięcy sztuk tabletek!
Śledczy nadal wykluczają samobójstwo, podobnie jak bliscy Sage'a.
Na pewno nie odebrał sobie życia - mówi osoba z jego otoczenia. Kilka tygodni temu spotkałem go, był w dobrym humorze, opowiadał o nowych projektach filmowych, o swojej dziewczynie i o tym, że jest szczęśliwy. To musiał być jakiś okropny wypadek, nie ma innej możliwości.