Czym jest modlitwa „Ojcze nasz” chyba zbytnio przypominać nie trzeba. O jej wartości i godności świadczy jej rola w procesie przygotowania do chrztu. W starożytności chrześcijańskiej tekst Modlitwy Pańskiej, podobnie jak tekst Symbolu (Credo), utrzymywany był w tajemnicy przed niewierzącymi. Był to element szerszej praktyki nazwanej później disciplina arcani, która polegała na utrzymywaniu w tajemnicy przed poganami i katechumenami największych misteriów wiary. Z faktem tym związany jest obrzęd przekazania „Ojcze nasz”, który w starożytności, ale i dzisiaj – w przywróconym katechumenacie – pozostaje jednym z elementów zamknięcia tego okresu przygotowania do chrztu i włączenia do wspólnoty wierzących. Chodziło nie tylko o formalne przekazanie tekstu tej modlitwy, pewność umiejętności jej odmawiania, ale głównie o przyjęcie ducha tej modlitwy. Obrzęd ten jest współcześnie włączony w inicjację praktykowaną na przykład w Drodze neokatechumenalnej. Modlitwa „Ojcze nasz” może być nie tylko indywidualną modlitwą poszczególnego chrześcijanina, ale jest także modlitwą Kościoła i dlatego została włączona w obrzędy Mszy św., sprawowanie sakramentów, pogrzebu czy Liturgię godzin. „Wartość” tej modlitwy jest zgoła inna niż zdjęcie z kimkolwiek, także panem W. C. Co więcej, nakazywanie jej „odmówienia” także przez osoby niewierzące zdradza kompletne niezrozumienie natury modlitwy, która nie jest ani mantrą ani modlitewnym „automatem”, którego można użyć bez wiary. Świętokradztwo według Katechizmu Kościoła Katolickiego „polega na profanowaniu lub niegodnym traktowaniu sakramentów i innych czynności liturgicznych, jak również osób, rzeczy i miejsc poświęconych Bogu” (2120). Mówiąc inaczej – na użyciu tego co święte w sposób niezgodny z pierwotnym przeznaczeniem. Nie usprawiedliwia tego ani tzw. ewangelizacja ani prowokacja, także religijna prowokacja.