Życiowy partner Anny Dereszowskiej, znany z sagi o Rozlewisku Piotr Grabowski, narzeka w Fakcie, że w polskich produkcjach występują ciągle te same twarze. To druga po Monice Jarosińskiej osoba w ostatnim czasie, która żali się, że nie udało się jej wejść do tej najlepiej zarabiającej grupy aktorów.
Przez to praktycznie nie oglądam polskiego kina ani seriali. Ileż można patrzeć na tych samych ludzi? - pyta retorycznie. To jest nudne i nieciekawe. Rozumiem to jednak, bo mamy niewielki rynek, a producenci muszą zarobić, bo wkładają w to swoje pieniądze. U nas przez to, że rynek filmowy nie jest duży, nie ma potrzeby wprowadzania kogoś nowego, bo to się nie sprzedaje. Wykorzystuje się więc sprawdzone osoby najczęściej w podobnych rolach. To nie dla mnie. Kiedy wybierałem zawód aktora, wyglądał on zupełne inaczej. Aktor nie musiał pojawiać się w kolorowych magazynach, żeby zaistnieć i dostawać propozycje.
Wyznaje przy okazji, że podobnie jak Marek Kondrat, nie wiąże swojej przyszłości z aktorstwem.
Mam plan awaryjny na przyszłość, ale oczywiście więcej nie powiem - przyznaje, po czym zniechęca polskich widzów do oglądania polskich seriali i porzucenia ich na rzecz produkcji amerykańskich stacji kablowych.
Polecam "Californication", "Grę o tron", "Zakazane Imperium" - zachęca Grabowski. To są pozycje o tak niesamowicie odważnych scenariuszach, że trudno po nich oglądać polskie produkcje.