Kryzys w rodzinie Jacksonów trwa. Przypomnijmy, że przygotowujący się do podważenia testamentu Michaela, wydziedziczeni Janet, Jermaine, Tito i Rebbie, wywieźli swoją schorowaną matkę z Kalifornii i próbowali wtargnąć do domu piosenkarza. Doszło do awantury między dziećmi Michaela, a 14-letnia Paris została spoliczkowana (!) i nazwana "dziwką" przez swoją kochaną ciotkę Janet. Zobacz: Janet do Paris: "ROZPUSZCZONA MAŁA DZIWKA!"
Całej sprawie uważnie przyglądał się kurator, ustanowiony przy Katherine przez sąd trzy lata temu po śmierci ojca Prince'a, Paris i Blanketa. W zeszłym tygodniu sędzina zadecydowała jednak, że tymczasowym opiekunem dzieci zostanie ich wujek, TJ Jackson. Wczoraj przesłuchana została również seniorka rodu. Podczas zamkniętej rozprawy miała już inne zdanie o swojej podróży w towarzystwie pazernych dzieci, którą wcześniej określała w samych superlatywach. Tym razem stwierdziła, że została wprowadzona w błąd oraz że... odebrano jej wszystkie urządzenia umożliwiające komunikację ze światem.
Katherine zeznała, że w przeddzień planowanego przez nią wyjazdu do Albuquerque na koncert reaktywowanych Jacksons Brothers, zmieniono plany - zrezygnowano z podróży autem i polecono jej wybranie drogi lotniczej. Jackson zgodziła się na to i wsiadła na pokład samolotu w towarzystwie swojej córki Rebbie. Kiedy jednak wylądowali zorientowała się, że... nie jest w Albuquerque, ale w Tuscon w stanie Arizona. Dzieci umieściły ją w luksusowym hotelu.
82-letniej kobiecie najpierw zabrano komórkę, a kiedy chciała wykonać połączenie za pomocą znajdującego się w pokoju telefonu stacjonarnego okazało się, że został on wyłączony.
Gdy jedna z osób zapytała mnie, czy mogę się komunikować ze światem za pomocą mojego iPada i odpowiedziałam, że tak, to również mi go zabrano - mówiła przed sądem Katherine. Telewizor w moim pokoju również nie działał. Gdy raz pojawił się w nim głos, bez obrazu, usłyszałam, że jestem osobą zaginioną. Nie wiedziałam, co się dzieje. Nie wiedziałam, że mój adwokat chce się ze mną skontaktować. Powiedziano mi, że moje wnuki są pod dobrą opieką. Nikt nie powiedział mi, że chcą się ze mną skontaktować. Nigdy nie zgodziłabym się na tak długą nieobecność, gdybym wiedziała, że nie będę mogła się z nimi skontaktować. Zaufałam osobom, o których myślałam, że są ze mną szczere.
Chodzi o czwórkę jej dzieci, które nie zgadzają się z ostatnią wolą Michaela, który nie chciał, by zachłanne rodzeństwo (i ojciec) dostało jego pieniądze. Patrząc na to, co dzieje się po jego śmierci, trudno się mu dziwić.