Ambicją wielu polskich aktorów i muzyków jest zaistnienie na rynku amerykańskim. Jak na razie udało się to niewielu: Doda nadal walczy z nauką angielskiego, Iza Miko zajęła się produkcją filmową, a z produkcji serialu z Weroniką Rosati zrezygnowano. Rodzimi celebryci, którzy występowali w tzw. "koprodukcjach" najczęściej byli z nich wycinani.
Olga Bołądź, która spotykała się z amerykańskim aktorem Maxem Ryanem, surowo ocenia szanse rodaków na karierę za Oceanem. Twierdzi, że sama nie ma takich aspiracji:
Nie mam nierealnych marzeń. Życzę wszystkim najlepszego, ale jakoś nie wierzę w karierę polskich aktorów w Hollywood - mówi Bołądź w wywiadzie dla miesięcznika Pani. Tam jest niewyobrażalna masa ludzi o fantastycznej urodzie, talentach. Po co ktoś miałby akurat nas zatrudnić? Nie jesteśmy żadnymi rajskimi ptakami. Za każdym aktorem stoi jego narodowy rynek filmowy: za Francuzami - francuski, za Latynosami - hiszpański. A kto za nami? Nie chcę zarabiać jako kelnerka i latami czekać na szansę, która się nie pojawi.
Jak sądzicie, ma na myśli kogoś konkretnego?