Do roli Violetty Villas przygotowywała się podobno Joanna Liszowska. Ostatecznie w spektaklu Kallas gwiazdę zagrała Ewa Kasprzyk. Przedstawienie po dwóch miesiącach dotarło do Warszawy. Wczoraj, przy wypełnionej po brzegi widowni, odbyła się próba generalna w Teatrze Kamienica.
Spektakl opowiada o spotkaniu Villas i Kaliny Jędrusik na planie filmu Dzięcioł Jerzego Gruzy, w telewizyjnym studiu nagrań i w podwarszawskim domu Violetty.
Kiedy na pogrzebie Violetty Villas dotykałam trumny, żegnając ją, pomyślałam, że ona nie może tak odejść. W ogniu tych wszystkich plotek, sensacji, skandali. Wiedziałam, że trzeba w jakiś sposób oddać jej to, że przerastała swoją epokę. I to jest celem tej sztuki. Zauważyłam w czasie drugiego aktu siedzącego w pierwszym rzędzie pana Krzysztofa Gospodarka, kilka razy przyłapałam go nawet na spontanicznej reakcji i uśmiechu - mówi Kasprzyk. Gdybyśmy dotykali każdej innej ikony, emocje byłby podobne. Fakt, że dotykamy naszych trochę starszych koleżanek, które odeszły, sprawia, że spektakl jest może bardziej wyrazisty. Polski. Ale dlaczego mamy być gorsi od Amerykanów, którzy co chwilę wystawiają musicale o wielkich gwiazdach i bohaterach narodowych? Słyszałam po próbie od ludzi, że było zabawnie, było śmiesznie, było strasznie, było wzruszająco i że dotknęliśmy prawdy o Violetcie i Kalinie, zbliżyliśmy się do postaci, do oryginałów. I to jest chyba największy komplement.
Na widowni obecny był syn Villas, Krzysztof Gospodarek. Miał on możliwość zobaczenia spektaklu przez jego premierą. Wcześniej domagał się wglądu w scenariusz, który chciał cenzurować.