Agnieszka Radwańska, która była wielką polską nadzieją na Igrzyskach w Londynie, po przegraniu pierwszego meczu i odpadnięciu z rywalizacji, spotkała się z krytyką. Chodziło przede wszystkim o wypowiedź tuż po swoim występie, kiedy to stwierdziła:
Łatwo przyszło, łatwo poszło. Repasaży u nas nie ma, ale jeszcze zobaczymy. Teraz lecimy do wioski Kanada. Igrzyska to w tenisie specyficzny turniej, wcale nie najważniejszy.
Teraz, trzy tygodnie po porażce z Niemką Julią Goerges, kiedy pożegnała się z olimpiadą, Radwańska zapewnia, że nigdy nie umniejszała znaczenia Igrzysk Olimpijskich, a media "przekręciły jej wypowiedzi".
Kochani, chciałabym oficjalnie sprostować wypowiedzi, które padły w mediach w czasie lub po igrzyskach. Niestety duża większość z nich była wyrwana z kontekstu lub przekształcona w sposób, który kompletnie nie odzwierciedlał tego, co mówiłam - pisze 24-letnia tenisistka. Więc po raz kolejny oświadczam, że z moich ust nigdy nie padły słowa, że igrzyska nie są ważne. Jest mi przykro, że media interesują się bardziej porażkami niż zwycięstwami. Także mam nadzieję, że kolejne sportowe materiały będą o medalistach, bo im się to należy! Porażka zawsze boli, ale to jest sport, nie zawsze się wygrywa, a tenis jest takim sportem, w którym liczą się również inne turnieje. Moim marzeniem jest medal olimpijski jak u każdego innego sportowca, więc będę robiła wszystko, by go zdobyć za 4 lata.
Przypomnijmy, że za samo drugie miejsce w tegorocznym Wimbledonie Radwańska zgarnęła ponad 550 tysięcy funtów. Za ewentualny medal dostałaby 40 tysięcy złotych.
Zgadzacie się z Agnieszką, że media bardziej interesowały się jej porażką niż sukcesami?