Tomasz Majewski, polski lekkoatleta i medalista olimpijski, znany jest z zaskakująco szczerych, a przez to często kontrowersyjnych wypowiedzi. Dopiero co skrytykował i poniżył polskich piłkarzy (zobacz: Majewski: "Wkur... mnie dziennikarska ignorancja!"). Teraz, w wywiadzie z Gazetą Wyborczą Majewski otwarcie przyznaje, że nie płaci za muzykę. Na pytanie, czy ściąga utwory z sieci sportowiec odparł:
Tak dość dużo. Ale na nią nie wydaję, bo kradnę z internetu. Kupuję płyty tylko tych artystów, których szanuję, maksymalnie wychodzi dziesięć w roku.
Wypowiedź cenionego sportowca, który na pewno jest idolem dla wielu ludzi, oburzyły dziennikarza muzycznego i wydawcę płyt - Pawła Wojciechowskiego. Założyciel wytwórni MJM Music atakuje zdobywcę dwóch złotych medali:
Tak! Nasz mistrz bez zażenowania mówi "kradnę". Czyli przyznaje, że jest złodziejem. Ale nie takim sobie zwykłym. Bo on okrada tylko tych artystów i ludzi z nimi pracujących, których nie szanuje – czytamy w liście, który Wojciechowski wysłał do mediów. Na marginesie to szkoda, że dziennikarz nie zapytał, co taki artysta musi zagrać czy zaśpiewać, aby być przez "Mistrza-Złodzieja" szanowanym i opłaconym. A to wszystko w kontekście wcześniejszych wypowiedzi – "Zarabiam naprawdę dobre pieniądze" oraz "W życiu nie sięgnąłbym po doping. Bo nie warto. Bo łamie moją główna zasadę – fair play". Zdaje się, że mistrz nie bardzo rozumie określenie "fair play", a nawet, jeśli, to nikt mu do tej pory nie uświadomił, że nie ogranicza się ono tylko do sportu.
Zgadzacie się, że olimpijczyk, będący autorytetem dla wielu osób, powinien skłamać albo uniknąć odpowiedzi na takie pytanie? A może ma u Was plus za szczerość?