Doda kocha media pod warunkiem, że ją adorują.
Wywiad dla magazynu Relaz nie różnił się zbytnio od podobnych rozmów z piosenkarką. Dziennikarz zadawał rzeczowe, miejscami złośliwe, ale zawsze grzeczne pytania. W odpowiedzi uzyskiwał kolejne upokorzenia i nie wytrzymał kiedy na swoją odpowiedź usłyszał:
Nie chcę, abyś się z tego tłumaczyła. Ale się w ogóle nie tłumaczę. Po prostu dyskutujemy. Jeżeli myślisz, że jest to tłumaczenie, to zaraz pójdę na bankiet, bo i tak mi się tu nie chce z tobą siedzieć.
Na te słowa wyłączył dyktafon, grzecznie i stanowczo dziękując za wywiad. To doprowadziło Dodę do furii. Dorota uniosła się, zaczęła go wyzywać, do dziennikarza podbiegła menedżerka i ochroniarz, a naokoło zebrali się ludzie zaciekawieni całą sytuacją. Na końcu piosenkarka nazwała go w obecności osób trzecich "pierd**onym pedałem" i "pojebem".
Nietrudno zauważyć niepokojącą prawidłowość w zachowaniu Doroty. Obrażanie publiczności ("wieśniaki"), napaść fizyczna na menedżerkę jednego z hoteli, a teraz niewybredne słownictwo z rynsztoka i lekceważenie norm obyczajowych, uderzająca arogancja. Dla wielu osób po tym incydecie Dorota, mimo kapitału sympatii, jest skończona.