Jedynymi spadkobiercami fortuny Michaela Jacksona jest trójka jego dzieci oraz matka Katherine, a także wybrane organizacje charytatywne. Doprecyzować jednak należy, że wraz z ogromnym majątkiem oraz prawami do nagrań muzyka oraz dużej części utworów The Beatles, które Jacko kiedyś kupił, odziedziczyli oni równie ogromne długi. Tak wielkie, że ich spłata, trwająca od 3 lat, szacowana jest na kolejne pięć.
W praktyce wygląda to tak, że powołana specjalnie do tych celów spółka Estate of Michael Jackson zarządza wszelkimi dobrami, aktywami i prawami do materiałów z udziałem gwiazdora. Zyski z nich wpływają na konto spółki, a konkretniej - pokrywają roszczenia licznych wierzycieli. W samych Stanach Zjednoczonych to kilkadziesiąt osób prywatnych, do tego doliczyć należy także różne firmy, instytucje oraz banki, które kredytowały wystawne życie Jacksona. W ciągu 3 lat od jego śmierci Estate of Michael Jackson zarobiła 600 milionów dolarów (!), ale dzieci piosenkarza nie zobaczyły ani centa. I jeszcze długo nie zobaczą: długi wynoszą jeszcze co najmniej 100 milionów dolarów.
15-letni Prince, 14-letnia Paris i 10-letni Blanket, wychowywani przez babcię, żyją z wysokich rent, przyznanych im w testamencie i ściśle kontrolowanych. Ich utrzymanie, czyli wynajem willi w Los Angeles, czesne prywatnych szkół, ochroniarzy i luksusowe wakacje, kosztuje około 70 tysięcy dolarów, czyli ponad 300 tysięcy złotych miesięcznie.
I chociaż obecnie nie mogą narzekać na biedę, z czasem będzie tylko lepiej. Podział majątku Jacksona przebiega bowiem następująco: 40% przypadło trójce jego dzieci, kolejne 40% matce, a pozostałe 20% organizacjom dobroczynnym. W dniu 30. urodzin każde z nich otrzyma dostęp do 1/3 należnegomajątku, gdy skończą 35 lat do połowy, a w momencie osiągnięcia 40. roku życia do całej sumy.
Oczywiście o ile wcześniej łapy na pieniądzach nie położy przedsiębiorcza ciotka Janet i jej równie pazerne rodzeństwo... Zobacz: Janet do Paris: "ROZPUSZCZONA MAŁA DZIWKA!"