To był pomysł Katarzyny "Kate Rozz" Gwizdały. Adamczyk, jak się wydaje, odpuścił już walkę o ratowanie swojego ekspresowego małżeństwa. Jak wiadomo, kłopoty między małżonkami zaczęły się tuż po ślubie, kiedy do Piotra dotarło, że zapomniał omówić z żoną kwestii ich przyszłego miejsca zamieszkania. To się zdarza, kiedy priorytetem staje się okładka-niespodzianka w Vivie. Okazało się, że wspólny dom, który dla niego wydawał się sprawą oczywistą, dla Gwizdały nie jest wcale warunkiem koniecznym. Nie uznała za stosowne zmienić po ślubie swojego trybu życia i nadal więcej czasu spędzała we Francji niż w Polsce. Narzekała przy tym, że jej promocja w naszym kraju nie za bardzo się udaje i Piotr mógłby się bardziej postarać.
Zniechęcony aktor zrezygnował w końcu z prób naprawienia związku, a na dowód swojego nastawienia, przestał już nawet nosić obrączkę. To najwyraźniej dało Gwizdale do myślenia. Zrozumiała, że go traci. Fakt donosi, że wpadła na pomysł terapii małżeńskiej. Ale tu z kolei Adamczyk zaparł się i nie chce nawet o tym słyszeć. Zdaniem jego znajomych, "Rozz"-Gwizdała przegapiła po prostu właściwy moment.
Piotr nie ma łatwego charakteru - mówi w rozmowie z tabloidem osoba z jego otoczenia. Gdy czuje się zraniony, potrafi całkowicie wykreślić kogoś z życia. Kate jest zdesperowana, dzwoni do jego znajomych, pyta, co mogłaby zrobić, by go przekonać do ratowania małżeństwa. Ale on jest urażony i niezdecydowany. Nie jest już pewien, czy w ogóle chce być z żoną.
To że bywa teatralnie obrażony i niezdecydowany było widać już na zdjęciach z ich nocnej kłótni. Wysiadł wtedy nagle z samochodu i pozwolił żonie biec za sobą i przepraszać. W końcu zatrzymał się i dał się (chwilowo) uspokoić. Już wtedy nie wyglądało to dobrze: