Takiej sytuacji chyba jeszcze w Polsce nie było. Jeden z użytkowników YouTube'a może mieć problemy przez to, że... nagrał wypadek w miejscu publicznym. Dlaczego? W umieszczonym przez niego w sieci materiale widać... logo firmy należącej do znanego miliardera. Ta nie zgadza się na jego wykorzystywanie.
Krzysztof sfilmował w niedzielę we Wrocławiu efekty wypadku lamborghini. Samochód zablokował ruch na kilka godzin. Problem w tym, że na samochodzie widać logo jednej z firm znanego biznesmena, Leszka Czarneckiego. Ta żąda, by usunąć wideo z sieci.
Autor filmu otrzymał groźnie brzmiącą wiadomość:
Nasz dział prawny zajmie się tą sprawą. Występujemy o udostępnienie Pani/Pana danych do serwisu YouTube i będziemy dochodzić swoich praw na drodze sądowej.
Czy to normalne? Przecież to był wypadek w miejscu publicznym. Film wystawiłem na YouTube jako relację dziennikarską. Chciałem pokazać, jak w takiej sytuacji pracują służby. Z filmu nie mam korzyści finansowych – mówi Krzysztof dziennikarzom Gazety Wyborczej. To zwyczajna relacja. Ludzi to interesuje, szukają takich informacji, chcą wiedzieć, dlaczego stali w korku.
Czy przedstawiciele firmy LC Corp mają prawo żądać usunięcia filmu? Prawnicy pukają się w głowę.
To taki absurd, że aż nie wiem, jak to skomentować – mówi Wyborczej prawnik Tomasz Ejtminowicz. Roszczenia firmy są całkowicie nieuzasadnione. Skoro oznaczyli swój samochód i to tak wyraźnymi emblematami, to sami dobrowolnie zgodzili się na wystawienie logo firmy na widok publiczny. Poruszanie się w przestrzeni publicznej jest przecież jawne. Nie ma żadnych przepisów, które pozwalałyby cenzurować tego typu zdarzenie. Powoływanie się przez LC Corp na prawa do znaku towarowego nie ma tu nic do rzeczy.
Zobaczcie wideo, które chcieli usunąć z sieci: