Okazuje się, że próby ratowania wizerunku Michała Figurskiego, których elementem jest dość przykry wywiad z Gazecie Wyborczej, to zaplanowana akcja. Autor wywiadu zdradził, że w sprawie celebryty wydzwania do gazet pewien "doradca wizerunkowy drogiej jak limuzyna agencji public relations". Czy uda się sprawić, żeby ludzie znowu go polubili? Sądząc po Waszych komentarzach pod wczorajszym artykułem, Michał jest chyba aktualnie najmniej lubianym polskim celebrytą. Ciekawe, czy właściciele telewizji, w której dostał kilka dni temu pracę, podjęliby tę samą decyzję, gdyby wywiad, w którym stwierdził, że "jego Ukrainka" "czuje się winna" (!), pojawił się w prasie kilka dni wcześniej.
Michał w wywiadzie przyznaje, że zatrudnił kolegę, bo chce wrócić do show biznesu i znów zarabiać duże pieniądze na żartowaniu ze "statystycznych Polaków". Ta konwencja to towar, który się sprzedaje - chwali się. Porównuje się też do świetnego brytyjskiego komika, Ricky'ego Gervaisa, który zasłynął bardzo kontrowersyjnymi występami na rozdaniu Złotych Globów w 2011 roku. Różnice między nimi wydają się jednak spore. Gervais jest po pierwsze naprawdę zabawny, a po drugie poniża znane osoby, a nie z anonimowe sprzątaczki.
Zobaczcie dwa najgłośniejsze występy Gervaisa. Trudno to chyba porównywać do "ja bym swoją zgwałcił, jakby była trochę ładniejsza": Ricky Gervais znów poniża gwiazdy!
- Przeprosiny nie były szczere? - pyta dziennikarz.
- Wykonywałem obowiązki służbowe. To, co robię w radiu, robię dla pieniędzy, dwie godziny dziennie, potem wychodzę i jestem zupełnie inną osobą. (...) Realizuję oczekiwania, zapotrzebowanie słuchaczy. Tylko tyle.
- Mam wrażenie, że to jakaś ułuda. Ludzie cię bronili, ale nie wiedzieli, że to tylko dla kasy.
- To uproszczenie. Ricky Gervais nie wciela się w pedofila, bo propaguje zboczenia albo chce wywołać dyskusję. Robi to i kupuje to jego publika. Stoi na scenie, balansując na krawędzi, a potem idzie do kasy. To show-biznes. (...) Ta konwencja to doskonały towar, który się sprzedaje, bo polskie wady są takim towarem. Nasz pracodawca akceptował to, co robimy, bo się dobrze sprzedawało. A gdy sprzedaż była zagrożona, to mnie wywalili.
Michał przekonuje też, że jest "fachowcem":
- Jestem facetem, który zapracował ciężko na swoje nazwisko, a bywało, że pracował za darmo. Mam w sobie pasję i nie jestem celebrytą, który przyszedł znikąd, a na takiego kreują mnie teraz media.
(...)
Chcę wrócić do swojego nazwiska, a jeśli ono daje kasę, nie odmówię, bo to samo robi sportowiec, artysta, każdy fachowiec pracujący na własną markę.
- Po urlopie pytasz kolegę z PR, co dalej.
- A on pyta mnie, co chcę robić, czy chcę się oczyścić i wrócić. Chcę, bo nic innego nie potrafię. Mówiłeś o tych pieniądzach. Masz rację w jednym, że tam zarabia się dużo, ale są też gówniarze, którzy wrzucają jakąś piosenkę do YouTube'a i dostają za to te "miliony dolców". Bo taki jest show-biznes. Lubię go, kręci mnie, wiem, że bawię ludzi, że mam do tego dryg. Dlatego chcę tam wrócić.
- Co doradza kolega?
- Ale nie pisz, że go wynająłem, to życzliwa przysługa.
- Jego ludzie dzwonią po gazetach.
- On pomaga mi wybrać miejsca, w których powinienem się pokazać.
Trzymamy kciuki, żeby coś wymyślił. Na razie Michał kojarzy się chyba głównie z dużym męskim biustem i żartowaniem z uroczą żoną z gwałtu.