Dramatyczne wyznanie Katarzyny Figury na łamach Vivy, było sporym zaskoczeniem dla wszystkich, którzy nie wiedzieli, że żyje w takim bagnie. Spowiedź maltretowanej kobiety ozdobiono profesjonalną i chyba nie do końca pasującą do powagi oskarżeń sesją zdjęciową. Jak twierdzi aktorka, jej mąż, Kai, znęcał się nad nią i jej dziećmi, psychicznie i fizycznie, od początku trwania ich małżeństwa, czyli od ponad 12 lat. Bił ją, kopał, opluwał i maltretował przy znajomych. Wspominała też upiorne oświadczyny na środku jeziora... Zobacz: "Boję się go! Boję się, co zrobi! JEST ZDOLNY DO WSZYSTKIEGO!"
Wielu z Was w komentarzach zastanawia się, dlaczego Figura zwlekała tyle lat z porzuceniem męża-sadysty i dlaczego zamiast do sądu (czy na policję) poszła ze swoim dramatem do kolorowego magazynu. Wbrew różnym celebryckim głosom oburzenia macie prawo o to pytać. Figura chwaliła się w końcu przez lata w prasie swoim małżeńskim szczęściem, robiąc z niego sprawę publiczną. Teraz, w atrakcyjnej wizualnie formie opowiada o największych brudach i patologii. Szczerze jej współczując i trzymając kciuki, by wygrała z mężem w sądzie, można pytać: Po co ta sesja? Czy nie mogła udzielić wywiadu przykładowo Gazecie Wyborczej i zilustrować go normalną fotografią?
Karolina Korwin-Piotrowska stawia te pytania głośno i dosadnie. Przypomina, że wcześniej Figura opowiadała, jak jest szczęśliwa z człowiekiem, który teraz okazuje się być jej oprawcą. Porównuje też jej sesję do jednej z najbardziej żenujących w show biznesie - zdjęć Steczkowskiej biegającej po cmentarzu, którymi zilustrowano wywiad o śmierci jej ojca.
Sesja za sesją, wywiad za wywiadem. Zero intymności. Zapewnienia o miłości i poczuciu bezpieczeństwa. Widowiskowy ślub opisany ze szczegółami. Widowiskowa ciąża numer jeden i numer dwa. Również ze szczegółami, nawet porodów - wylicza Korwin-Piotrowska w Na temat. I teraz to. Okładka magazynu i wywiad, którego czytanie boli. Ma boleć. I sesja, która niestety boli jeszcze bardziej. Stawia Figurę w jednym rzędzie z innymi nieudanymi sesjami, jak na przykład Justyny Steczkowskiej na cmentarzu czy Edyty Górniak z koniem. Górniak w towarzystwie konia na kilka miesięcy przed rozwodem, w magazynie "Viva", opowiadała o tym, jak walczy o zdrowie chorego i wtedy kochanego męża. Konia z rzędem temu, kto znajdzie związek między chorobą Dariusza Krupy, a czarnym koniem i Edytą Górniak w stroju sycylijskiej wdowy. Osobno - wywiad w porządku, sesja również. Połączone w całość - mentalny Armagedon, przy którym można się jedynie gorzko śmiać.
Szokująca opowieść kobiety w potrzasku. Bitej i poniżanej. A do tego ładny płaszczyk kremowy, płaszczyk czarny, prochowiec i okulary. Ładne obrazki. Ale czy ktoś mi wytłumaczy, po co to? Czy nie wystarczyło jedno zdjęcie, nawet to z okładki? Dlaczego zepsuto efekt, i po latach jak już wiemy, nachalnego i autodestrukcyjnego lansu aktorki, pozwolono i na to? Dalej coś udajemy? Po co?
Dziennikarka daje przykłady, że można udzielić mocnego, szczerego i prawdziwego wywiadu, któremu nie musi towarzyszyć celebrycka sesja zdjęciowa:
Kiedy Krystyna Janda udzieliła wstrząsającego wywiadu po śmierci męża, nie widziałam sesji w modnym płaszczyku i może dlatego pamiętam ten wywiad do dzisiaj. Gdy Jerzy Stuhr opowiadał o chorobie i walce z nią, widziałam na zdjęciu twarz chorego człowieka, który losowi pokazał wskazujący palec i wziął się z życiem za bary. Katarzyna Figura poruszyła wszystkich. Dobrze. Mam jednak nadzieję, że nie zacznie się teraz, tak bardzo charakterystyczny dla jej obecności medialnej, serial. Nie będzie wyskakiwać z każdej gazety i telewizji, bo to odbierze jej historii wiarygodność i siłę. I będzie tak jak z Iloną Felicjanską, która zamiast stać się rzeczniczką wielu kobiet, które pozornie szczęśliwe i bogate, wpadają w zaciszu domowym w alkoholizm, stała się karykaturą karykatury celebryty.