Michał Figurski przestał ostatnio specjalizować się w żartach z biedniejszych od siebie, a zaczął w narzekaniu na show biznes, media oraz internautów. W dzisiejszym Dzień Dobry TVN dostał po raz kolejny okazję wytłumaczyć się ze skandalu, który wybuchł po jego wyznaniu, że "zgwałciłby swoją Ukrainkę", gdyby nie była tak brzydka. Pomimo niepowodzeń i masowej krytyki wyrzucony z Eski Rock dziennikarz przekonywał, że nie uważa się za "upadłego celebrytę":
To nie jest tak, nie jestem celebrytą, nie upadłem. Przyszedłem tu powiedzieć, że wszystko jest OK. Zostałem szefem stacji telewizyjnej, przechodzę o oczko wyżej z radia do telewizji. Dostałem bardzo odpowiedzialną pracę, ktoś mi powierzył bardzo odpowiedzialne stanowisko – przekonywał w rozmowie z Dorotą Wellman i Marcinem Prokopem. Po pochwaleniu się nowa posadą Figurski zaczął narzekać na to, że został oszukany przez dziennikarza Gazety Wyborczej:
Słowa o sushi były rzucone w powietrze. Bardzo utytułowany dziennikarz mówił mi, że będę częścią całego artykułu, a potem okazuje się, że powstał z tego wywiad – tłumaczył się. Media tylko czekają żebym wypowiedział imię i nazwisko Wojewódzkiego. Podobnie jest ze słowami o porsche, sushi i piersiach. Brakuje w tym wszystkim tylko coli, pałacu i Bahamów. Ludziom największą frajdę sprawia lincz.
Linczowany właściciel porsche Panamera zapewnia też, że jego żart wywołał "potrzebną dyskusję", więc w gruncie rzeczy był dobry:
Byłbym kamikaze, gdyby chciał powtórzyć ten żart. Jednak z drugiej strony wywołał on ważną i potrzebną dyskusję - wyjaśniał.
Myślicie, że tę linię obrony podsynął mu kolega z drogiej agencji PR-owej. Podobnie tłumaczył się już Węglarczyk.