O tym, że modelki, nawet te naprawdę znane zarabiają naprawdę małe pieniądze dowiedzieliśmy się już od Ani Jagodzińskiej, niegdyś jednej z najlepszych w branży. Jagodzińska pozwała swoją agencję Next Management po tym, jak nie wypłacono jej należnych pieniędzy. Z rachunków okazało się, że modelka zarabia jedynie na dużych kampaniach reklamowych, głównie sieciówek odzieżowych. Sesje zdjęciowe i pokazy to zarobek rzędu kilkuset dolarów – za takie pieniądze nie da się z pewnością wyżyć w "modowych stolicach świata".
Tę sytuację potwierdza Ashley Stetts, Kanadyjka, która w wieku 18 lat podpisała kontrakt z jedną z największych agencji modelek na świecie, Ford Models. Nie mogła jednak liczyć na ludzkie traktowanie. Żeby się utrzymać, musiała zatrudnić się w barze jako kelnerka. Twierdzi, że na napiwkach zarabiała więcej niż pozując do "luksusowych" sesji.
Zarabiałam więcej pracując trzy noce w tygodniu za barem – mówi Ashley w rozmowie z Huffington Post. Stałam się typową nowojorską modelką-kelnerką. Podając drinki zarabiałam 100 dolarów w jedną noc.
Ashley spędziła 8 lat w branży modowej. Mimo że stawka za sesję zdjęciową czy pokaz to 100 do 400 dolarów, wielu projektantów nie jest chętnych, by dawać dziewczynom pieniądze. Wolą im płacić w... ubraniach.
W rzeczywistości większość modelek biega codziennie z jednego castingu na drugi, gdzie są przeważnie odrzucane – mówi Stetts. Żyją najczęściej w mieszkaniach z trzema innymi dziewczynami i jedzą tylko seler, bo na nic innego ich po prostu nie stać.
Przypomnijmy inne atrakcje, z jakimi często wiąże się kariera w tej branży: