Grażyna Szapołowska była jedną z jurorek w pierwszej edycji Bitwy na głosy. Jednej soboty, zamiast przyjść do pracy w Teatrze Narodowym, pojawiła się w studio Dwójki. Jej pracodawca, Jan Englert, uznał to za niedopuszczalne zachowanie i zwolnił ją w trybie dyscyplinarnym. Aktorka twierdziła, że zrobił to bezprawnie. Spotkali się w sądzie pracy, gdzie okazało się, że koleżanki i koledzy z teatru stanęli po stronie Englerta. Zobacz: Zeznania kolegów ją pogrążyły... SZAPOŁOWSKA PRZEGRYWA W SĄDZIE.
Wczoraj Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście oddalił powództwo Szapołowskiej, która domagała się przywrócenia do pracy oraz wypłaty trzymiesięcznej pensji. Uznano, że aktorka nie miała podstaw do swoich roszczeń, a Englert zwolnił ją zgodnie z przepisami obowiązującego prawa.
Powódka w sposób instrumentalny potraktowała możliwość ubiegania się o urlop na żądanie, lekceważąc jednocześnie kolegów z zespołu aktorskiego - napisała pani sędzia w uzasadnieniu wyroku. Występując o urlop na żądanie zarówno pracownik, jak i pracodawca powinni maksymalnie ze sobą współpracować.
Okazuje się, że dyrektor teatru zawsze ma rację i niech tak pozostanie - skomentowała Szapołowska w rozmowie z Faktem. Przegrana bitwa, ale nie wojna.
Wygląda więc na to, że koniec procesu sądowego nie będzie końcem towarzyskiej wojny na linii Szapołowska-Englert.