W czerwcu 2010 roku Kasię Smutniak spotkała niewyobrażalna tragedia. Jej mąż, Pietro Taricone, zginął po tym, jak nie otworzył mu się spadochron podczas skoku z samolotu. Włoch przeżył, jednak kilka godzin później zmarł w szpitalu. Polska modelka była świadkiem tego skoku:
Tak, widziałam jego śmierć – powiedziała Magdzie Mołek w Dzień Dobry TVN. Skakanie na spadochronie to była nasza wspólna pasja. Teraz byłabym w stanie do tego wrócić. Jako Kasia skakałabym codziennie, ale jako matka nie mogę sobie na to pozwolić. Po śmierci Pietro daję sobie radę, ale wiem, że moje wybory mogą być złe, dlatego korzystałam z pomocy psychologa. Ja powiedziałam córce o śmierci jej taty. Ale śmierć Pietro to nie była najgorsza rzecz moim życiu, są trudniejsze momenty. Gdybym straciła córkę, nie miałabym sił, żeby dalej żyć. Utrata dziecka jest czymś nienaturalnym. Utrata partnera nie jest rzeczą naturalną, ale można z tym żyć.
Od niedawna Smutniak spotyka się z wpływowym włoskim producentem filmowym, Domenico Procaccim. Ten towarzyszył jej na czerwonym dywanie podczas Festiwalu Filmowego w Wenecji, który prowadziła.
Znalazłam taką osobę, która jest dla mnie zwierciadłem - mówi modelka. Największym moim sukcesem jest to, że potrafię połączyć dwie rzeczy. Tylko niektóre rzeczy kończą się ze śmiercią, niektóre się nie kończą. Jak się z kimś rozstajesz, z kim się nie kłócisz, to ten związek nigdy się skończy. Dzisiaj jestem w stanie żyć w symbiozie, mając w sercu dwie osoby.