Tori Spelling miesiąc temu urodziła swoje czwarte dziecko. Kolejna ciąża gwiazdy i córki sławnego producenta była niezaplanowana i dość niespodziewana. Aktorka jednak dopiero teraz wyznała, że cały czas była pod obserwacją lekarzy, gdyż miała poważne problemy ze zdrowiem. W najnowszym numerze magazynu US Weekly Tori wyznaje, że aż 10 dni leżała na oddziale intensywnej terapii, a następnie niemal 4 miesiące przeleżała w domu.
Lekarze zbadali ją i okazało się, że cierpi na przypadłość zwaną łożyskiem przodującym, polegającą na nieprawidłowym zagnieżdżeniu łożyska w macicy, które prowadzi do częstych krwawień. Zaproponowali jej aborcję i usunięcie macicy, co zatrzymałoby krwawienie i zniwelowało zagrożenie dla jej życia.
Nieustannie krwawiłam i mogłam poronić w każdej chwili. Sytuacja zagrażała nie tylko Finnowi, ale także i mnie. Cały czas myślałam, że nie mogę zostawić trójki małych dzieci. Całe zagrożenie było spowodowane tym, że zaszłam w ciążę zaledwie miesiąc po urodzeniu Hattie i nie zagoiła się moja blizna po cesarskim cięciu – opowiedziała o trudnej sytuacji Spelling.
W czasie porodu prawie umarłam! To było straszne – dodaje Tori.
Celebrytka nie chciała zgodzić się na usunięcie macicy, gdyż nie wyklucza, że w przyszłości zdecyduje się na kolejne dziecko.