O Jacku Rozenku wiele osób pewnie w ogóle nie słyszało przed decyzją TVN o zrobieniu z jego żony gwiazdy jesiennej ramówki. Jako specjalista głównie od dubbingu, rzadko bywał rozpoznawalny z twarzy. Wszystko zmieniło się za sprawą Małgorzaty, która z pomocą czarodziejskiej rękawiczki i ekipy sprzątającej weszła do "pierwszej ligi" krajowych celebrytek. Korzystając z okazji Jacek postanowił nadrobić kilkuletnie zaległości i wreszcie opowiedzieć coś o sobie. Oczywiście na łamach tabloidu.
Zwierza się, że wychował się w patologicznym środowisku, kilku jego kolegów siedzi w więzieniu, kilku nie żyje a koleżanki pracują na ulicy. Czyli, jak rozumiemy, są prostytutkami.
Wyrwałem się z patologicznego środowiska - wyznaje w tygodniku Rewia. Miałem przyzwoity dom w bardzo trudnym otoczeniu. Trzech moich kolegów nie żyje, czterech siedzi w więzieniu. Koleżanki, z którymi bawiłem się na ulicy, już na tej ulicy zostały.
W szkole byłem tak zamknięty w sobie, że kiedy poproszono mnie o recytację wiersza, wstałem i zemdlałem - wspomina. Próbowano mnie zmusić, bym składał papiery do budowlanki. Musiałem znaleźć siłę, by walczyć o siebie.
Jak widać, dzięki przedsiębiorczej żonie żyje mu się obecnie coraz lepiej. Stać go nawet na zatrudnienie gosposi i niani. Małżeństwo z Małgorzatą nie jest jednak, jak się okazuje, pierwszym poważnym związkiem w życiu aktora. Z pierwszego małżeństwa ma 18-letniego syna. Małgorzatę Kostrzewską poznał na przyjęciu u... Piotra Adamczyka. Tygodnik dodaje, że Małgosia była wówczas absolwentką szkoły baletowej oraz francuskiej akademii kulinarnej.
Tabloid twierdzi też, że Małgosia napisała i wydała książkę o prowadzeniu domu na długo zanim została gwiazdą TVN-u. Podobno przyniosła ją ze sobą na casting i "tym właśnie ujęła producentów".
To co Jacek, gotowy na "test białej rękawiczki"?