Można się tego było spodziewać. Polski Instytut Sztuki Filmowej wyłożył dwa miliony złotych na kolejny film stworzony po to, by poszły na niego wycieczki szkolne. Pierwsze słowa krytyki pod adresem obrazu pojawiły się od razu po premierze. Kolejni krytycy wypowiadają się na temat filmu coraz ostrzej.
Co najgorsze, w filmie występują aktorzy, których polski widz darzy ogromnym zaufaniem. Zwabieni najpewniej prestiżem, jakim miało być wystąpienie w "międzynarodowej produkcji", nie zwrócili chyba większej uwagi na scenariusz. Jak piszą krytycy, role Alicji Bachledy-Curuś, Jerzego Skolimowskiego, Andrzeja Seweryna, Borysa Szyca, Daniela Olbrychskiego, czy Wojciecha Mecwaldowskiego są epizodyczne. Jedynie Piotr Adamczyk pojawia się na ekranie na dłużej.
Nasz dzielny król na ekranie pokazuje się krótko i trudno go polubić, gdyż już podczas pierwszej narady wojennej zachowuje się arogancko. Nic dziwnego, że cesarz Leopold wyrażał się o nim pogardliwie, że to wieśniak i barbarzyńca z krucyfiksem. Dlaczego króla gra zasłużony reżyser Jerzy Skolimowski, trudno odgadnąć – czytamy w Polityce. Inni nasi aktorzy, jak to zwykle z udziałem w międzynarodowych produkcjach bywa, też nie mają wielkiego pola do popisu, może poza Piotrem Adamczykiem, który odtwarza cesarza Leopolda. Alicja Bachleda-Curuś wygląda ładnie, Daniel Olbrychski mówi chyba dwa zdania. A Borys Szyc nie robi nic. Dzieło nieznanego szerzej Renzo Martinellego nie broni się nawet jako widowisko, za dużo w nim bowiem komputerowych efektów, do złudzenia przypominających grafikę słabych gier komputerowych.
W podobnym tonie o filmie wypowiadają się dziennikarze Gazety Prawnej. Zauważają również, że film ma wydźwięk antyislamski. Międzynarodowy tytuł filmu to 11 września 1683. Warto zauważyć, że Bitwa pod Wiedniem miała miejsce 12 września:
To porażka na każdej linii. Nieudolny, budzący nawet nie śmiech, lecz politowanie produkt. Zamiast bohaterów mamy zatem woskowe kukły, zamiast scenariusza – zbiór patetycznych przemów, zamiast kawałka porządnie opowiedzianej historii – przekłamany, propagandowy gniot. Na dodatek obrzydliwie antyislamski.
Markowi Sadowskiemu z Rzeczpospolitej nie podoba się także, że rola Polski została zredukowana do minimum:
Kto oczekuje wizji Polski jako przedmurza chrześcijaństwa przed muzułmańską nawałą, ten srogo się zawiedzie. Sławne polskie zwycięstwo jest tylko średnio efektownym dodatkiem (kilka minut ponad dwugodzinnej projekcji). A król Sobieski to postać wręcz epizodyczna.
Początkowo Tomasz Raczek zapowiedział, że po przeczytaniu pierwszych opinii nie pójdzie do kina na film. Wczoraj poinformował, że film zobaczy dzisiaj, bo... dostaje wiadomości z pogróżkami!
W związku z tym, że zacząłem dostawać pogróżki i ostrzeżenia za pośrednictwem Facebooka, wysyłane z naprędce założonych, anonimowych profili, wzywające mnie do niewypowiadania się o filmie "Bitwa pod Wiedniem" (w wersji fejsbukowej to zdanie brzmiało "Raczek odje.. się od tego filmu") oświadczam, że rezygnuję z wcześniejszego postanowienia aby nie oglądać filmu "Bitwa pod Wiedniem" (tytuł międzynarodowy - "SEPTEMBER ELEVEN 1683" i nie komentować go. Jutro obejrzę go razem z widzami jednego z warszawskich kin a następnie opiszę swoje wrażenia. Ktokolwiek próbował zamknąć mi usta, odniesie przeciwny skutek swoich działań.
Bronić filmu postanowił jego producent Alessandro Leone. Tłumaczy, że to... film przygodowy, a nie historyczny. Przyznaje, że film może i jest słaby, ale jego krytyka jest "chamska i arogancka":
W ostatnich dniach prezentowane recenzje okazały się coraz bardziej agresywne. Nie przeczę, że film ma swoje wady. Zgadzam się z niektórymi technicznymi krytykami filmu, ale nie ze wszystkimi i przede wszystkim nie z tymi wyrażonymi w sposób chamski, arogancki i niezbyt merytoryczny. Wydaje mi się, że taki stosunek mediów stanowi sygnał trudnej chwili dla Polski, która dzisiaj przeżywa nadal sprzeczności przejścia z komunizmu do kapitalizmu, i ta chwila zachęca dziennikarza pozbawionego pokory do poszukiwania własnego sukcesu, próbując stać się bohaterem spektaklu lub autorem najbardziej skandalicznego artykułu.
Film za granicą został zakupiony przez 50 krajów. We Włoszech będzie pokazany w dwóch odcinkach w telewizji RAI1 w prime time. We wszystkich innych krajach świata ludzie zobaczą, że Polska była wielką potęgą, która była w stanie zmienić historię Europy, że dysponowała wspaniałą kawalerią i ludźmi gotowymi do poświęceń. Film opowiada o tym w sposób bajkowy, ale pewnie tak jest lepiej, nie każdy naród uwielbia tragedie i klęski. I jeśli większość polskich widzów to będą dzieci, jak niektórzy mówią, będę na pewno bardzo z tego powodu szczęśliwy. Film zaczyna się zdaniem, że jeśli dzisiaj żyjemy w wolnej Europie zawdzięczamy to włoskiemu zakonnikowi i polskiemu królowi. Może film jest kiepski, nie spodoba się i widz wyjdzie po 10 minutach z sali, lub wyłączy telewizor, ale tę małą informację otrzyma i to według mnie jest bezcenna wartość.
Macie ochotę wydać 25 złotych na film, który sam producent określa jako "może kiepski"?
Wygląda na to, że promocja w wykonaniu Grycanek na premierze może tym razem nie wystarczyć: