No i stało się. Dyrektor szkoły, do której Edyta Górniak od września przepisała Alana, utrudniając skutecznie życie byłemu, wezwał ją na poważną rozmowę. Kłopot w tym, że jak już pisaliśmy, zrobiła to wbrew woli ojca chłopca, a nawet przy jego zdecydowanym proteście. Okazało się, że szkoła nie zamierza tolerować tego rodzaju problemów proceduralnych. Skoro wyrokiem sądu opiekę rodzicielską nad Alanem sprawuje Edyta i Dariusz, zdaniem dyrekcji, obydwoje muszą wyrazić zgodę na to, by chłopiec uczęszczał do ich szkoły.
Poproszono ją, by dogadała się z byłym mężem w kwestii nauki syna, bo bez zgody obojga rodziców Alan nie mógłby uczęszczać do tej placówki - mówi w rozmowie z tygodnikiem Na żywo znajoma Edzi.
Nie wiadomo, jakim sposobem piosenkarce udało się nakłonić byłego męża do podpisania zgody, ale dostarczyła na czas wymagane dokumenty. Kłopot w tym, że rodzice pozostałych dzieci nie są zachwyceni jej ciągłą obecnością w szkole.
To nie służy nauce, która powinna odbywać się w spokoju - pouczono ją w gabinecie dyrekcji.
Nie spodobał się także, że jej nowy zwyczaj przywożenia Alanowi domowych obiadów.
Dziecko powinno jadać ze wszystkimi w stołówce - wyjaśniają inni rodzice. Wtedy łatwiej mu wejść do grona nowych kolegów.
Edyta, chociaż z bólem serca zrezygnowała z domowych obiadów, za to, jak dowiedziało się Na żywo, kilka razy dziennie dzwoni do sekretariatu, prosząc syna do telefonu.
Darek musi nadal wstawać o piątej rano, by dowieźć Alana do szkoły. Musi uważać, bo za każde spóźnienie grozi mu surowy artykuł w którymś z tabloidów.
Przypomnijmy: "Mój były mąż SZKODZI ALANOWI!"