Maciej Stuhr uważa się raczej za konferansjera. Podczas czatu w Dzień Dobry TVN wyjaśnił, że na prowadzeniu imprez firmowych zarabia wystarczająco dużo, by nie martwić się o propozycje filmowe. Jak ustalił Super Express, Maciek wyciąga nawet... 35 tysięcy za jeden wieczór. Może więc sobie pozwolić na przebieranie w rolach. To między innymi dlatego nie występuje w takich gniotach jak Borys Szyc czy Tomasz Karolak.
Mam to szczęście, że nie muszę aktorstwem zarabiać na życie - wyznał Stuhr. Mój drugi zawód czyli konferansjerka daje taką szansę, żeby godnie żyć i wtedy aktorstwo traktować jako coś wartościowego. Nie muszę więc grać w filmach, których scenariusze mi się nie podobają, czy w serialach, gdzie pewnie umarłbym z nudów.
Tym bardziej, że stawki za dzień zdjęciowy wahające się od 3 do 5 tysięcy złotych, są jedynie ułamkiem sumy, którą młody Stuhr otrzymuje za wieczór od organizatorów imprez. Nic dziwnego, że uznał, że mu się to nie opłaca.
Powiedziałem sobie kiedyś, że nie będę grał ról, które zagrał mój ojciec - wyjaśnia w rozmowie. Ale ponieważ sam jestem również konferansjerem i mam wiele obserwacji z przeróżnych imprez, zacząłem ostatnio gadać z Wojtkiem Smarzowskim, czy nie zrobić filmu podobnego do "Wodzireja" w dzisiejszych czasach.
Byłaby to pewnie miła odmiana od kolejnych filmów z Szycem i Karolakiem.