Super Express od kilku dni publikuje codziennie kolejne wywiady z matką uduszonej Madzi z Sosnowca. Trudno ocenić, czy chodzi o jej promowanie, czy próbę rozgrzeszenia. Dziś znów udostępniono łamy Katarzynie Waśniewskiej, by mogła wytłumaczyć się z pracy w klubie nocnym i poskarżyć na ludzi, którzy grożą jej na ulicy. W rozmowie z tabloidem zapewnia, że w nocnym klubie pracowała na stanowisku "skąpo ubranej kelnerki". Jej zdaniem ludzie pochopnie ją oceniają...
Nie tańczyłam na rurze - mówi w wywiadzie. Ja byłam kelnerką. Chodziłam może trochę skąpo ubrana, ale nie tańczyłam na rurze. Jak idę do sklepu na osiedlu to pod moim adresem lecą wyzwiska i groźby. To straszne. Na szczęście w Krakowie jestem trochę bardziej anonimowa. Tu mogę odetchnąć.
Przy okazji wyjaśnia, dlaczego nie złożyła w sądzie pozwu rozwodowego. Tłumaczy, że... od ostatniego seksu z Bartkiem nie minęło jeszcze pół roku.
Żeby złożyć pozew o rozwód trzeba co najmniej pół roku zaniechać współżycia - mówi w rozmowie z tabloidem. Więc nie ma go teraz po co składać. No bo o co mam się potem tłumaczyć, kiedy ostatnio spotkałam się z Bartkiem i co na tym spotkaniu robiliśmy.
Z mężem ostatni raz widziała się w kwietniu, więc wymagane pół roku bez seksu upłynie lada chwila. Katarzyna wyznaje, że próbuje "zabić w sobie tęsknotę":
Rozmawialiśmy wtedy o tym, czy Bartek ma świadomość, że dlatego, że nie jest w stanie sprzeciwić się mamie, obydwoje cierpimy - wspomina w tabloidzie. On wtedy myślał, że jeszcze trochę poczekamy, przecierpimy i będziemy się potajemnie spotykać. Trochę utopijny pomysł. Chciałabym, żeby się zdecydował - albo składa ten pozew, albo nie składa. Czasami mi go brakuje. Ale staram się tę tęsknotę w sobie zabić.