Magda Gessler, według Wprostu jedna z najbardziej ogłupiających Polaków celebrytek, tej jesieni dostała swój drugi program. Dzięki przeklinaniu na wizji i głoszeniu życiowych prawd przed kamerami szybko zdobyła sympatię Edwarda Miszczaka. Bez castingu powierzył jej więc prowadzenie show MasterChef.
Piotr Semka, dziennikarz i publicysta, twierdzi, że formuła programu jest niedopuszczalna, a ubliżanie uczestnikom narusza ich godność.
Od początku kucharze - uczestnicy konkursu - traktowani są, jakby byli na placu apelowym jakiejś karnej kolonii. Nie wiedzieć czemu, na wybór składników mają tylko 2,5 minuty i muszą podejmować decyzje przy wrzasku jednego z jurorów: "Tempo! Wybierajcie produkty, już! Czas leci!" – opisuje zasady programu w Uważam Rze.
A potem odbywa się podszyta sadyzmem celebra wzywania nieszczęśników przed oblicze jurorów. Wszystko garnirowane "miłymi" pytaniami Magdy Gessler kierowanymi do twórców dań - w stylu: "A nie będę pluć?". Gdy do gotowania wkracza czynnik rywalizacji, upokarzania tych, którzy robią coś nie tak, czuję jakąś niestosowność, pojawia się jakiś zgrzyt. W "Master Chef" ćwiczy się i upokarza tych, którzy dopiero stają w kulinarne szranki.
Tak jest chyba w ogóle w telewizji i to już od dawna. Z jednej strony bogaci, modnie ubrani jurorzy w X Factor czy Mam talent, a z drugiej - biedni ludzie marzący o zrobieniu kariery takiej jak oni. Póki co nikomu się to chyba nie udało.