Konstancja Saramonowicz, córka reżysera Andrzeja Saromonowicza, który nakręcił między innymi Testosteron czy Lejdis udzieliła wywiadu tygodnikowi Wprost. Nastolatka wyznaje, że przez całe życie spotyka się przez to z nagonką ze strony księży i często słyszała z ich ust niezwykle bolesne komentarze. Wszystko z powodu faktu, że 15-letnia Konstancja została poczęta metodą in vitro...
- Czy to, że pojawiłaś się na świecie dzięki in vitro, ma dla ciebie jakiekolwiek znaczenie?
- Ma. Dowodzi tego, że moi rodzice byli gotowi zrobić wszystko, żeby umożliwić mi przyjście na świat i kochają mnie bezgranicznie - tłumaczy w rozmowie nastolatka, która cieszy się, że jej rodzice zdecydowali się na pomoc medycyny. Pamiętam, jak kiedyś siedziałam z mamą na kanapie i oglądałyśmy razem telewizję. Miałam wtedy z siedem czy osiem lat. Transmitowana była msza, podczas której odczytywany był list o in vitro. W pewnym momencie odwróciłam się do mamy i zapytałam: "Mamo, dlaczego on mówi, że ja jestem dzieckiem szatana? Coś jest ze mną nie tak?".
- Większość księży wypowiada się o in vitro w okrutny sposób - dodaje Konstancja Saramonowicz. Nazywają nas towarem zakupionym w sklepie, potworami z probówek, imitacjami ludzi, dziećmi Frankensteina... Staram się mieć do tego dystans, bo w większości to głosy ludzi, którzy nie mają o sprawie pojęcia i nie powinni się o niej wypowiadać. W końcu skąd Kościół ma wiedzieć cokolwiek o rodzeniu dzieci? Ale całkowicie nie da się nie zwracać na to uwagi. To bardzo boli.
- Gdybyś mogła powiedzieć coś biskupom nazywającym dzieci z in vitro "dziećmi szatana", tobyś powiedziała...
- Powiedziałabym, że nie powinien przemawiać w imieniu "miłosiernego Boga" ktoś, kto jest tak nieludzko okrutny. Kto może w twarz powiedzieć człowiekowi, że jest gorszy od innych tylko dlatego, że się urodził. Kto może powiedzieć rodzicom, że jeśli nie mogli mieć dzieci, to trudno, powinni się z tym pogodzić i nie marudzić, a nie przedłużać swoje "wadliwe geny".
Swojej decyzji broni też z okładki Wprost była Wicemiss Polonia, Bogna Sworowska, pokazując syna, który nigdy nie urodziłby się, gdyby nie in vitro. Czy zdaniem biskupów byłoby naprawdę lepiej, gdyby prawo zabroniło jej zostać matką, a jemu - przyjść na świat? I czy dobrze, że w imię walki z in vitro używają słów, które będą boleć te dzieci przez całe życie?