Marta Kaczyńska zdecydowała się wreszcie opuścić zajmowane wraz z mężem mieszkanie w Gdyni i przenieść się wraz z córkami do apartamentu w Sopocie. Jak można się domyślać, nosiła się w tym zamiarem od dłuższego czasu, bo przez minione kilka miesięcy z pomocą ekipy remontowej dostosowywała mieszkanie do swoich potrzeb. Niestety, wkrótce po przeprowadzce pojawiły się kłopoty. Chodzi o dzielenie się opieką nad córkami.
Marcin zażyczył sobie widywać je w każdy weekend, jednak Marta nie wyobraża sobie takiej sytuacji, że żadnej soboty i niedzieli nie będzie spędzała z Ewą i Martynką - mówi w rozmowie z tygodnikiem Na żywo ich znajomy. Nie ma nic przeciwko spotkaniom Marcina z dziewczynkami, ale chce, żeby nie zabierał jej weekendów. Oboje nie chcą ustąpić i tu może zrodzić się konflikt.
Raczej mało prawdopodobne wydaje się, by Dubieniecki zrezygnował ze swoich roszczeń. W przeciwieństwie do swojej żony pracuje zawodowo i córkami może zająć się tylko w weekendy. Do Marty jednak najwyraźniej taki argument nie przemawia.
Wygląda ma to, że Marcin nie zamierza odpuścić - mówi w rozmowie z tabloidem koleżanka Kaczyńskiej. Marta liczy się z tym, że on będzie z uporem walczył o swoje, ale ona w kwestii dzieci potrafi być naprawdę twardym graczem, co udowodniła już swojemu pierwszemu mężowi.
Rzeczywiście, nawet bardzo "twardym graczem". Piotr Smuniewski dowiedział się po latach, że to Marcin Dubieniecki a nie on jest ojcem jego córki... Szefowa Prokuratury Rejonowej w Sopocie potwierdziła w Super Expressie, że w 2007 roku Marta skierowała do Sądu Rejonowego w Sopocie pozew o zaprzeczenie jego ojcostwa.
To musiała być naprawdę niemiła niespodzianka.
Dubieniecki uprzedzając ewentualny ruch Kaczyńskiej zdążył już zapewnić w Newsweeku, że jest biologicznym ojcem obu jej córek.
Być może jednak wytoczenie najcięższych dział okaże się niepotrzebne. Kaczyńska nie powinna mieć problemu z udowodnieniem, że Dubieniecki córkami interesował się okazjonalnie, a ciągu minionych miesięcy wpadał do domu tylko w weekendy.