Wczorajszy finał czwartej edycji Must Be The Music był pełen emocji, ale także dobrego grania. Wydaje się, że jest to show, które w największym stopniu promuje nie tylko jurorów, ale również uczestników. Na scenie zaprezentowało się dziesięciu uczestników - ośmioro zwycięzców odcinków półfinałowych oraz dwoje zdobywców "dzikich kart". Jako pierwszego zobaczyliśmy Przemysława Radziszewskiego, który wykonał klasyk O sole Mio, które jednak nie zachwyciło jurorów:
Uważam, że w zwrotkach nieczysto, siłowo od początku do końca. Tu w finale ja widzę inne zespoły i innych solistów - oceniła Kora. Dalej jestem powalony pana możliwościami, pana głosem, ale czy chciałbym pana płytę posłuchać w domu? Nie wydaje mi się - dodał Łozo i wcisnął "nie".
O wiele bardziej pochlebne recenzje zebrała Iwona Kmiecik, która wykonała własną piosenkę pt. Żegnaj kochanie.
W takich programach łatwo sprzedaje się patos, jakieś smuty, a ty postawiłaś na "groove baby" i to było odważne, super! - ocenił Łozo. Jesteś bardzo, bardzo muzykalna, bardzo prawdziwa i jest super wszystko - dodała Kora. Jesteś świetną wokalistką, świetną instrumentalistką, świetnie zachowujesz się na scenie i piszesz własne piosenki. No cóż chcieć więcej? - pytała Elżbieta Zapendowska. Taka muzyka niezwykle trudno się przebija, bo koledzy radiowcy mówią, że ludzie takiej muzyki nie chcą. Jak mogą nie chcieć, skoro jej nie znają? Dajcie ludziom szansę poznać taką muzę! - podsumował Adam Sztaba.
Maciej Krzystkowiak, 13-letni gitarzysta z Mogilna, Adama Sztabę zachwycił "prawą ręką", a Łozo nazwał go "fenomenalnym gościem". Dużo pozytywnych opinii otrzymała zdobywczyni pierwszej dzikiej karty, Kasia Grzesiek, która zaprezentowała się w hicie Sistars, Sutra.
Pięknie śpiewasz, barwa wspaniała, oryginalna, bardzo potrzebna w naszym kraju, nie mam przed swoimi oczami osoby śpiewającej jak ty - oceniła Kora. Jesteś subtelną wokalistką, taką, która mnie ciekawi, nie pokazujesz wszystkiego, swingujesz, co się rzadko zdarza. Brakuje ci jednego: własnego repertuaru. Niech cię świat zobaczy! - dodała Zapendowska.
Tomasz Kowalski, jeden z faworytów tej edycji, wykonał Niepokonanych Perfectu.
Prawdę mówiąc, liczyłam, że się odważysz i zaśpiewasz własny utwór. Wiem, że to jest trudny eksperyment, zaśpiewać własny utwór premierowy. Niezależnie do tego, czy wygrasz, czy nie, mam nadzieję, że zaistniejesz na polskiej scenie rockowej, już zaraz! - stwierdziła Zapendowska. Po twoich występach emocje siedzą jeszcze przez długie godziny i dni. Wielkie gratulacje! - dodał Łozo. Niestety, na "nie" był Adam Sztaba, który powiedział, iż wokalistę stać było na więcej: Do tej pory przenosiłeś mnie w inne światy, a tutaj było odśpiewane. Ja wiem po prostu, na co cię stać, a to było 30%.
Nauczyciel muzyki, Piotr Kita porwał się na Imagine Johna Lennona, które wywołało u jurorów mieszane uczucia.
Śpiewa pan piosenki po angielsku, do tej pory nie zwracałam panu uwagi, że to nie jest język, w którym pan powinien śpiewać. Jak śpiewa pan covery, powinien pan śpiewać po polsku. Nie ma pan swojego repertuaru i wiele wskazuje na to, że już go pan mieć nie będzie. To nie jest dla mnie na finał i bardzo zły angielski - oceniła ostro Kora. Zdecydowanie odmiennego zdania był Sztaba: U pana był taki niesamowity spokój, dojrzałość, taki niesamowity po prostu cool, spokój i barwa, która mnie po prostu zniewala. Zadowolona była również Zapendowska: Panie Piotrze, pan tak śpiewa, jakby pan całe życie śpiewał na estradzie. Słuchałam tego z bardzo dużą przyjemnością, pan ma wspaniałą barwę, a te doły są wręcz miłosne.
Oberschlesien, zespół ze Śląska, wystąpił we własnym utworze pt. OberSchlesien.
Jestem więźniem waszej kreatywności, za każdym razem jestem totalnie ciekawy, co się wydarzy - wyznał Łozo. Przychodzę na koncert, kocham was i mam nadzieję, że to wy będziecie zwycięzcami! - zadeklarowała Kora. Równie entuzjastycznie była nastawiona Zapendowska: Przepięknie, gracie fantastycznie, robicie fantastyczną rzecz dla Śląska i dla całego naszego kolorowego kraju. Jesteście fantastyczni! Adam Sztaba miał za to dość nietypową prośbę...: Jak się już dostaniecie do sylwestra Polsatu, to zagrajcie "Prząśniczki" Moniuszki i ja będę szczęśliwy!
Jednym z najbardziej rozczarowujących występów zdaniem jurorów było wykonanie hitu Rihanny, Only Girl przez duet Bass.
Z artystycznego punktu widzenia może będą lepsze występy, ale uwielbiam waszą misję, bawmy się więcej, cieszmy się więcej - stwierdził Łozo. Tak wyrozumiały nie był już Sztaba: Mamy finał i konkurencji miłe panie pozostałych wokalistów nie wytrzymałyście. Jest Bass, jest karaoke... Podobnego zdania była Ela: Bez własnego repertuaru nie ma was. Umiecie pięknie zachęcić do zabawy, ale nie będzie cały czas światowych przebojów, a kiedy przyjdzie własny numer, to może być różne.
Drugi gitarzysta z finału, Michał Łoniewski, wykonał własną wersję przeboju Toni Braxton, Unbreak my heart. Jak usłyszałam, co grasz, to pomyślałam, że szalony, że taki utwór, ale z drugiej strony odważny i za to masz u mnie tak! - wyznała Zapendowska. To było dla mnie właśnie bardzo dynamiczne. To nie były żadne flaki! - dodała Kora.
Jako ostatni na scenie zaprezentowali się zdobywcy drugiej "dzikiej karty", zespół Tune z autorską piosenką Dependent.
Utwór własny, kolejny, bardzo klejący się, konsekwentny, także domyślam się, że cała płyta będzie taka. Muzycznie wspaniale, zaśpiewane fenomenalnie - zachwycała się Kora. Jesteście dokładnie tym, o czym marzymy, żeby się na scenie pojawiało! - dodał Sztaba.
Głosami widzów do ścisłego finału, gdzie wykonywano piosenki z castingów, dostał się zespół Oberschlesien oraz Tomasz Kowalski. Jak zapewniali prowadzący, małą różnicą głosów wygrał Kowalski, który wyjątkowo emocjonalnie cieszył się ze swojej wygranej. Kibicowaliście mu?
