Nieco już zapomniany lider De Mono, znany głównie z medialnej walki z byłym kolegą z zespołu, Markiem Kościkiewiczem o prawo do występowania pod szyldem De Mono, postanowił przypomnieć o sobie czytelnikom Super Expressu. W rozmowie z tabloidem wspomina stare dobre czasy swojej popularności.
Chwali się, że... był wówczas prześladowany przez fankę, co omal nie skończyło się rozwodem.
Miałem taką niefajną sytuację. Poznałem dziewczynę, już nie pamiętam, w jakim mieście, na jakimś koncercie - opowiada w tabloidzie. Przyszła, na początku poprosiła o autograf, podpisanie zdjęć, podpisałem to wszystko. Przyjechała na kolejny koncert, znowu bardzo miło, znowu zdjęcia autografy, podpisy, rozmowy. Potem przyjechała na trzeci koncert. Mówi do mnie: słuchaj, mam wspaniałe zdjęcie dla ciebie, które chcę oprawić i ci wysłać, daj mi swój adres. Mówię na to: dobra, nie ma sprawy. Na odczepnego dam jej ten adres i będzie z głowy. Jakieś było moje zdziwienie, kiedy któregoś dnia żona otwiera drzwi, w których stoi ta dziewczyna. Rozwód wisiał na włosku.
Najwyraźniej Krzywy nadal ciepło wspomina tę scenę, bo nie może powstrzymać się od kontynuowania opowieści:
Żona płakała w domu na górze. Nie była to ciekawa sytuacja dla mnie. Na szczęście wszystko się rozwiązało - zwierza się czytelnikom. Czy żona pomyślała, że mam kochankę? No a co miała pomyśleć? Siedzisz sobie w domu z mężem, a nagle przyjeżdża jakaś dziewczyna, ma prezent, jakieś zdjęcia, walizki i mówi: jestem. Przy czym moją żonę traktuje jak powietrze, a mnie zapewnia, że jestem dla niej królem - wspomina z rozrzewnieniem.
Krzywy wraz z zespołem wyruszył właśnie z trasę koncertową z okazji ćwierćwiecza istnienia De Mono. Być może ma nadzieję, że fani i tym razem dopiszą.