Dominika Ostałowska od czasu rozwodu z Hubertem Zduniakiem wiedzie życie samotnej matki. Ze Zduniakiem rozstała się po to, by związać się ze znanym ze zmienności uczuć reżyserem M jak miłość, Mariuszem Malcem. Najwyraźniej coś poszło nie tak, bo ich związek, podobnie jak wcześniejsze romanse Malca, np. z Joanną Sydor, która też porzuciła dla niego męża, nie przetrwał próby czasu. Na swoje szczęście Ostałowska uchodzi obecnie za jedną z najbardziej wypływowych gwiazd w obsadzie M jak miłość. Producenci, którzy od kilku miesięcy systematycznie tracą aktorów i mają coraz większe problemy z załataniem powstałych w scenariuszu dziur, gotowi są zrobić wiele, by została. Kiedy więc Dominika zaproponowała, by podpisali kontrakt z jej 10-letnim synem za 1,5 tysiąca złotych za dzień pracy, nikt nie oponował.
Niestety, nie spodobało się to byłemu mążowi aktorki.
Hubert ma żal do Dominiki, że nie poinformowała go o tym i niczego z nim nie przedyskutowała - mówi w rozmowie z Faktem znajomy Zduniaka. Uważa, że dla 10-latka jest jeszcze za wcześnie na karierę. Jego zdaniem powinien chodzić na kółko teatralne, a nie grać w najpopularniejszym polskim serialu. Sam tam występował, więc wie, jaki jest show biznes i nie chce by Hubert tracił dzieciństwo.
Ostałowska wydaje się być jednak odporna na pretensje byłego męża. Jej syn rozpoczął już pracę, a pierwsze odcinki z jego udziałem zostaną wyemitowane w styczniu.
Jak uważacie, czy załatwianie dzieciom kariery w tak młodym wieku to dobry pomysł?