Czy to naprawdę koniec "królowej polskich seriali"? Ilona Łepkowska jest odpowiedzialna za wiele, niekoniecznie najlepszych produkcji. Pisała scenariusze Radia Romans, Klanu i Na dobre i na złe. Od podstaw stworzyła również M jak miłość i Barwy szczęścia. Jesienią na antenie Jedynki zadebiutowała jej nowa produkcja, Wszystko przed nami, opowiadająca o grupie młodych ludzi wracających do Polski po kilku latach pracy we Włoszech.
Młodzi Polacy nie ruszyli jednak przed ekrany telewizorów, żeby to oglądać. Pierwsze cztery odcinki miały średnio 1,45 miliona widzów. Gdy dziennikarze tygodnika Wprost zadzwonili do scenarzystki w sprawie klapy, ta nie wytrzymała:
Ja już naprawdę nie mam siły mówić o serialach, tłumaczyć się, udzielać wywiadów. Odchodzę na emeryturę – zapowiedziała. Spokojnie mogę przejść w stan spoczynku już w przyszłym roku.
Czy jest to tylko chwilowe załamanie? W odejście Łepkowskiej z telewizji nie wierzy jej konkurencja. Maciej Grzywaczewski z ATM twierdzi, że to przejściowa frustracja spowodowana klęską nowego serialu.
"Wszystko przed nami" ma oglądalność zdecydowanie poniżej oczekiwań. Rozumiem, że to może frustrować. Tym bardziej, że przez lata całe jej telenowele miały wielomilionowe, stałe widownie – tłumaczy. Trudno mi jednak uwierzyć, że rzeczywiście przez to Ilona Łepkowska wycofa się z rynku. Za długo na nim funkcjonuje, by reagować tak nerwowo.
Nie do końca wierzę w tę deklarację, i myślę, że już niedługo usłyszymy z ust pani Ilony (tu zacytuję klasyka) że "pogłoski o jej śmierci były mocno przesadzone – twierdzi natomiast Andrzej Staszczyk, scenarzysta Lekarzy.
Jak myślicie, czy Łepkowska jest jeszcze w stanie stworzyć coś ciekawego? A może jej nazwisko bardziej odstrasza widzów, niż przyciąga?