Dziennikarze australijskiej stacji radiowej 2Day FM zobligowani byli do nie udzielania wypowiedzi na temat tragicznych skutków swojego żartu. Przypomnijmy, że Mel Greig i Michael Christian udawali królową Elżbietę i księcia Karola, chcąc porozmawiać z Kate Middleton, przebywającą na obserwacji w szpitalu księcia Edwarda VII w Londynie. Telefon odebrała Jacintha Saldanha, którą znaleziono martwą w jej domu dwa dni po emisji "żartu".
Teraz, ponoć w związku z lawiną krytyki oraz groźbami śmierci pod adresem prezenterów, postanowili oni przerwać milczenie. Udzielili wywiadu jednej z australijskich telewizji, na pytania dziennikarki odpowiadając ze łzami w oczach. Jak zapewniali, nie spodziewali się takich konsekwencji swojego zachowania, a za emisją nagrania feralnej rozmowy telefonicznej stoi wielu pracowników stacji.
To miał być tylko pomysł, który pojawił się przed wejściem na antenę, pomysł na zwykły, nie mający nikogo skrzywdzić żart - mówił Christian w programie Current Affair. Nie przypuszczaliśmy, że to będzie miało takie konsekwencje. To było zupełnie niewinne. Myśleliśmy, że się z nami rozłączą.
Żarty telefoniczne funkcjonują od lat, są wykonywane, nagrywane, później trafiają do innego działu i są montowane, zanim trafią na antenę - tłumaczyła Greig i dodała, że nie tylko prezenterzy są odpowiedzialni za to, co znajdzie się na antenie. To była dla nas rutyna. Nie wiem, co działo się dalej, my tylko wykonujemy te telefony, one idą do innych działów, to proces. Wcześniej dzwoniliśmy do setek ludzi, wydawało nam się, że taki głupi pomysł, taki głupi akcent... Nawet przez sekundę nie myśleliśmy, że uda nam się porozmawiać z Kate Middleton albo z kimkolwiek ze szpitala.
Przypomnijmy, że Christian i Greig zostali zawieszeni w swoich obowiązkach zawodowych do odwołania. Angielska policja nadal nie podała oficjalnej przyczyny śmierci pielęgniarki.