Nie cichną echa tragedii w Szpitalu króla Edwarda VII. Przypomnijmy, że dzień po tym, jak Kate Middleton ogłosiła swoją ciążę i trafiła pod opiekę lekarzy, na oddział udało się dodzwonić australijskim dziennikarzom radiowym. Udając królową Elżbietę II oraz księcia Filipa wypytywali się o stan zdrowia przyszłej mamy. Jacintha Saldanha, pielęgniarka, która odebrała telefon, przełączyła rozmowę do pielęgniarki, która zajmowała się Kate. Trzy dni po żarcie popełniła samobójstwo.
Saldanha powiesiła się w pomieszczeniu dla pielęgniarek. Zostawiła trzy listy pożegnalne. The Sunday Times donosi, że pierwsza z notatek odnosi się do samego żartu australijskich dziennikarzy. W drugiej prosi, by pochowano ją w jej rodzinnym mieście w Indiach. W trzecim skarży się na pracowników szpitala.
Jacintha była niezadowolona z nowej współpracownicy. Mimo że była od niej starsza stażem, ta nie chciała jej się podporządkować. Skarżyła się przełożonym i szefom. Ci zdecydowali się jednak tylko na ułożenie ich grafiku tak, by nie musiały się spotykać w pracy. Według niej, było to stanowczo za mało.
Żaliła się też, że po żarcie Australijczyków nie otrzymała od dyrekcji żadnego wsparcia. Po jej śmierci szpital oczywiście zapewnił natychmiast, że takie wsparcie otrzymała oraz, że zaoferowano pomoc jej rodzinie. Jest to niestety mało wiarygodne. Keith Vaz z Partii Pracy, który wspiera rodzinę, poinformował, że rodzinie wysłano jedynie list. Nikt nie zaoferował też bliskim zmarłej wsparcia psychologicznego, które z kolei otrzymali już nazajutrz po tragedii australijscy dziennikarze.
Pogrzeb pielęgniarki odbył się o godzinie 11 naszego czasu w Mangalore w południowych Indiach.