Wczoraj w Bethlehem w stanie Pensylwania odbyła się walka o mistrzostwo świata IBF w wadze ciężkiej pomiędzy Amerykaninem, Steve'em "USS" Cunninghamem a Tomaszem "Góralem" Adamkiem. Jej wynik okazał się wyjątkowo kontrowersyjny.
Adamek, chociaż faworyzowany, podczas walki ulegał przeciwnikowi, którego ciosy okazały się skuteczniejsze - z 515 uderzeń trafnych było aż 209. W przypadku Adamka było to 169 ciosów na 513 prób. Po ostatnim gongu Cunningham uniósł ręce do góry sądząc, że wygrał. Najpierw ogłoszono remis na punkty, później jednak, po korekcie rezultatów przyznanych przez sędziów, zwycięstwo przyznano Adamkowi. Amerykanin nie ukrywał rozgoryczenia.
Co mogę powiedzieć, co mogę zrobić? Prawdziwy mężczyzna płacze, prawdziwy mężczyzna wylewa łzy! Nie można każdego znokautować, zrobiliśmy to, co do nas należało w ringu. To bardzo smutne, to nonsens! Co mogłem jeszcze więcej zrobić? Mam rodzinę, na którą muszę zarabiać... Nie można tak oszukiwać!
To już druga przegrana Cunninghama z Adamkiem - 4 lata temu również przegrał na punkty, jednak wtedy leżał na deskach aż trzy razy. Co oczywiste, tegoroczny wynik wywołał wiele kontrowersji za oceanem. Najdelikatniejsze z komentarzy mówią o tym, że Adamek "dostał prezent na święta"...
Sam Adamek twierdzi z kolei, że przeciwnik niczym go nie zaskoczył.
Jego ciosy nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia - mówił po walce. Każdy chce nokatu, ale to nie zawsze wychodzi. Parę razy był zamroczony, ale nie mogłem go znokautować. Zaskoczył mnie tylko tym, że bardzo dużo biegał. Tego się nie spodziewałem.
Dodajmy, że to 48. wygrana Adamka w zawodowym ringu.