Piotr Kupicha bardzo chciałby, żeby ludzie uważali go za szalonego rockmena, "polskiego Keitha Richardsa". Najwyraźniej zmęczył go już ugrzeczniony wizerunek. Kłopot w tym, że lider zespołu Feel nie jest zbyt "rock'n'rollowy". Mimo to z okazji świąt próbuje zrobić wrażenie na czytelnikach Super Expressu.
Jesteśmy grupą czterech fajnych, przystojnych chłopaków - reklamuje swój zespół w tabloidzie. Jesteśmy nadal spontanicznymi kolesiami, mimo że gramy już ze sobą lata. Rola artysty sprowadza się również do tego, że musimy na scenie głęboko spojrzeć w oczy, być szarmanccy w swoim muzycznym świecie.
Jak wyznaje Piotr, kiedyś zdarzało mu się robić na scenie "różne szalone rzeczy":
Pamiętam taką sytuację, że kiedyś nie zdążyłem dobrze zejść ze sceny, a już się całowałem z koleżanką - wspomina jeden z "gorszących" epizodów. _Miałem wtedy 16 lat. Ale już tak nie jest. Nie wypada przed publicznością robić takich rzeczy. Jeśli mamy ochotę napić się alkoholu i porozmawiać z pięknymi kobietami, to robimy to i nie ma w tym nic złego. Tak naprawdę to też jest dla nas element twórczy, my czerpiemy z tego inspiracje**. Absolutnie Feel po koncertach jest niegrzeczny**_ - zapewnia.