Maria Peszek promocję swojej najnowszej płyty, Jezus Maria Peszek, rozpoczęła od udzielenia Polityce obszernego wywiadu, w którym opowiadała o ciężkiej depresji, którą leczyła "leżąc sześć tygodni w hamaku na azjatyckiej wyspie". Wywołało to sporo dowcipnych komentarzy i wstrząsnęło prawicowym publicystą, Tomaszem Terlikowskim. Zobacz: "TO SATANISTYCZNY nihilizm! Peszek pogrąża się na wieki!"
Tym razem, w świątecznej rozmowie z Onetem Peszek komentuje "polską tradycję" umierania za miłość i ojczyznę. Zdaniem artystki znacznie trudniej niż umierać jest "pięknie żyć":
- My Polacy potrafimy pięknie umierać, natomiast trudniej nam pięknie żyć. Mnie najbardziej irytuje to, że w Polsce wystarczy umrzeć, żeby stać się bohaterem. Nieważne dlaczego umierasz, jak to się dzieje. Życie jest ważniejsze niż jakakolwiek idea, dlatego nie oddałabym ani jednej kropli krwi za ojczyznę - deklaruje.
- W Polsce wystarczy umrzeć, żeby stać się bohaterem? Mówisz o tragedii smoleńskiej?
- Trochę tak jest. Ci wszyscy ludzie stali się bohaterami natychmiast po tym, jak zginęli. To nie jest w porządku. Bohaterami są ci, którzy żyją, którzy muszą sobie radzić z tym wszystkim co się dzieje po tamtej sytuacji.
Maria nawiązuje tu do własnych doświadczeń, bo, jak wyznała w głośnym wywiadzie, rozważała samobójstwo:
Bolało tak, że w Bangkoku godzinami leżałam pod prysznicem przekonana, że to się nigdy nie skończy. Wtedy uzmysłowiłam sobie, że mogę zdecydować, czy chcę żyć, czy nie. Świadomość, że żyję lub nie bo tak zdecydowałam, była wyzwalająca. Pomyślałam: skoro mogę zdecydować, czy żyję, to może mogę też zdecydować, żeby przestało boleć? Trwało jeszcze długo. Poradziłam sobie, kiedy zrozumiałam, że boli mnie z głowy. Sześć tygodni leżałam w hamaku na azjatyckiej wyspie. Morze przychodziło i odchodziło, a mi z ust ciekła ślina.