Kończy się proces w sprawie zabójstwa na koncercie Mandaryny w 2005 roku. Z aresztu wyszedł ostatni z trojga oskarżonych. Został zwolniony do domu ze względu na chorobę, wcześniej z aresztu wyszła kobieta i jej mąż. Zwolniono ich, aby mogli opiekować się dzieckiem.
Sprawa toczy się w sprawie śmiertelnego pobicia 33-letniego Tomasza W. przez małżeństwo i ich znajomego.
To W. zaczepił swoich przyszłych oprawców - donosi Gazeta Wyborcza. Był pijany. Gdy wchodził po schodach na górę amfiteatru, jak zeznali świadkowie, pchnął Norberta F., który przewrócił się na ludzi stojących na ławkach. Zaczepił też jego żonę. Wtedy małżeństwo i ich znajomy rzucili się na W. Bili go i kopali, kobieta okładała go rękami po głowie. Byli nietrzeźwi. Nadal nie wiadomo, kto zadał śmiertelny cios nożem. Ciężko ranny mężczyzna zmarł w szpitalu.
A wszystko to na koncercie Mandaryny...