Wczoraj informowaliśmy, że amerykański paparazzi zginął potrącony przez samochód, gdy fotografował białe ferrari Justina Biebera. Zobacz: PAPARAZZI ZGINĄŁ robiąc zdjęcia FERRARI BIEBERA! Historia mężczyzny, którego potrąciło rozpędzone auto podczas, gdy starał się uwiecznić gwiazdora na zdjęciu, wstrząsnęła amerykańskimi mediami. Telewizja i gazety w Stanach określiły zdarzenie, jako "ostrzeżenie przed bezmyślną pogonią za sensacją". Policja bada, czy faktycznie Justina oraz Seleny nie było na miejscu nieszczęśliwego wypadku.
Z najnowszych doniesień wynika, że Chris Guerra, jak nazywał się zmarły fotograf, tuz przed śmiercią zadzwonił do swojego kolegi.
Nie uwierzysz, jakie mam szczęście. Los Angeles jest zupełnie wymarłe. Wszyscy myślą, że Justin i Selena są w Meksyku, ale tak nie jest. Widzę ich teraz oboje. Justin pali marihuanę i pije alkohol jadąc ferrari – słychać na nagraniu, które Guerra zostawił na sekretarce w telefonie.
Wersję zmarłego paparazzi potwierdzają jego koledzy, którzy nie wierzą, że Justina z dziewczyną nie było w fotografowanym ferrari. Znajomy, do którego dzwonił Guerra twierdzi, że kilka razy widział jak Bieber "zaciąga się marihuaną". Rzecznik prasowy gwiazdora oczywiście wszystkiemu zaprzecza.