Sprawa przyjęcie przez Gerarda Depardieu rosyjskiego obywatelstwa zaczęła się wyjaśniać. Okazuje się, że aktor zachwyca się "wielką demokracją" Putina nie tylko dlatego, że chce uniknąć płacenia podatku, jakim Francja obłożyła najbogatszych obywateli. Ma także inne powody, by uciekać z ojczyzny. We wtorek gwiazdor miał pojawić się na rozprawie sądowej, w której odpowiada za jazdę po pijaku skuterem.
Aktor oczywiście nie stawił się w sądzie. Tłumaczy, że "nie zdążył wrócić z Zurychu". Wolał wziąć tam udział w gali przyznania trofeum Złotej Piłki FIFA. 64-letni Depardieu w kilku wywiadach przyznał się do jazdy skuterem pod wpływem alkoholu. W listopadzie minionego roku został zatrzymany przez funkcjonariuszy w Paryżu, gdy zupełnie pijany spadł z siodełka i spowodował niegroźny wypadek. Przeprowadzone przez policjantów badanie alkomatem wykazało, że miał we krwi ilość alkoholu ponad trzykrotnie przekraczającą dopuszczalny limit.
Za jazdę po pijaku grozi mu grzywna w wysokości 4,5 tysięcy euro. Na tym nie koniec. Gwiazdor może też, przynajmniej w teorii, pójść na dwa lata do więzienia i stracić prawo jazdy. Oczywiście, sławnym ludziom nic takiego nie grozi, ale mimo to, jak widać, wolał nie ryzykować. W Rosji zapewne mają inne normy dopuszczalnego limitu alkoholu we krwi, przynajmniej dla ulubieńca Putina... Dopóki się z nim trzyma, więzienie mu na pewno nie grozi.