Michał Wiśniewski wrócił z Łodzi z kolejnego procesu w sprawie użycia w piosence fragmentu tekstu skazańca, trzykrotnego zabójcy Piotra Bogdanowicza, który żąda od niego 165 tysięcy złotych odszkodowania. Wiśniewski tłumaczy, że nie umieścił jego nazwiska na płycie, bo go zwyczajnie nie znał. Tekst dostał na niepodpisanej kartce, którą dał mu sam skazany, prosząc podobno, by gwiazdor kiedyś go użył.
Wtedy był takim maksymalnym lizodupem, który starał się na wszelki sposób przypodobać - wspomina Michał. A prawda jest taka, że dzisiaj po prostu kłamie. Dał zgodę, żeby to wykorzystać, a dzisiaj mówi, że taka sytuacja nie miała miejsca. W żaden sposób nie poczuwam się do winy, bo nie wziąłem za to pieniędzy [tego za bardzo nie rozumiemy - za co miałby brać pieniądze?]. A jeżeli chodzi o niego, to dziwne, że można ufać trzykrotnemu zabójcy, który dzisiaj chce wydusić jakikolwiek grosz.
Dalej Wiśniewski uderza w dramatyczniejszy, rodzinny ton:
Udowodnię temu człowiekowi, choćbym miał się poddać badaniu wariografem, że mówię prawdę. Przykre jedynie tylko, że w dalszym ciągu muszę po tych sądach biegać, a nie zająć się tym co najważniejsze czyli domem.