Z zasady nie pisujemy o Michaelu Jacksonie. Jest naszym zdaniem już tak odrealnioną, wręcz komiksową postacią, że nie widzimy powodu, dla którego kogoś mogłoby interesować jego życie. Ta historia jest jednak tak wstrząsająca, że nie sposób wam o niej nie donieść.
Dwa lata temu, w 2005 roku piosenkarz został oskarżony o molestowanie seksualne dzieci. Na kolejnych rozprawach czasem się pojawiał, a czasem nie, któregoś razu przyszedł nawet do sądu w piżamie. Powodem jego nieobecności podczas jednej z rozpraw były "symptomy grypopodobne", z powodu których udał się do szpitala. Sędzia prowadzący sprawę kazał policji odszukać piosenkarza i doprowadzić go przed oblicze sądu.
Jackson przebywał w szpitalu w Santa Maria. Placówka nie miała na stanie wolnych dwuosobowych pokoi, tylko jedynki i zajęte przez jedną osobę dwójki. Michael stwierdził, że w jednoosobowym pokoju jest dla niego za mało miejsca, a dzielenie pokoju z obcą osobą w ogóle nie wchodziło w grę. Co więc zrobił? Kazał usunąć z jednej z dwójek ciężko chorą kobietę, Manuelę Gomez Ruiz.
73-latka przeszła tego samego dnia atak serca i była podpięta do aparatury podtrzymującej życie. W wyniku działań piosenkarza, przeniesiono ją do zwyczajnego pokoju, gdzie nie było specjalistycznego sprzętu i personel musiał wpompowywać jej w płuca tlen ręczną metodą. Jeszcze tego samego dnia Ruiz przeszła drugi atak serca, obsłudze nie udało się jej przewieźć odpowiednio szybko na odział intensywnej terapii i kobieta zmarła.