Jak można było się spodziewać, aresztowanie i postawienie prokuratorskich zarzutów Marcinowi P. i jego żonie Katarzynie nie przeszkodzi im w luksusowym życiu po odsiedzeniu - zapewne niezbyt wysokiego - wyroku. W październiku tygodnik Wprost informował, że mimo licznych roszczeń poszkodowanych klientów Amber Gold, nie wszystkie hipoteki nieruchomości należących do obrotnego małżeństwa zostały zajęte. Zobacz:Katarzyna "Amber Gold" usłyszała 8 zarzutów! (ZDJĘCIA).
Dziś okazuje się, że para oszustów jest ustawiona do końca życia. W ciągu 2 lat wypłacili sobie bowiem z pieniędzy klientów aż... 27 milionów złotych! Robili to osobiście, bo nie zatrudniali księgowej.
Z ustaleń prokuratury wynika, że prezes Marcin P. i jego żona Katarzyna zarobili w Amber Gold łącznie blisko 27 mln zł - relacjonuje Gazeta Wyborcza. Pobierali stosunkowo niewielkie pensje, ale w roku 2010 na umowy zlecenie i o dzieło Marcin P. otrzymał 4,2 mln zł, a jego żona 3,3 mln zł. Rok później oboje wzięli po 9,7 mln i tym samym stali się jednymi z najlepiej opłacanych prezesów w Polsce, bijąc na głowę nawet dochody szefów spółek notowanych na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych (średnia prezesów spółek z WIG 20 to 1,75 mln zł rocznie).
Obecnie trwa ustalanie, czy praca państwa P. faktycznie była "warta" tych milionów. Jeżeli syndyk uzna inaczej, przynajmniej część tej kwoty powinna zostać włączona do masy upadłościowej. Przypomnijmy, że w momencie ogłoszenia upadłości, w Amber Gold zostało tylko 140 milionów złotych z 700 milionów, które wpłacili jego klienci.