Tomasz Lis nadal walczy publicznie z fotoradarami. Wyczuł chyba okazję do "ocieplenia wizerunku" wśród kierowców i postanowił wypowiedzieć wojnę rządowi Donalda Tuska, który planuje wprowadzenie Narodowego Programu Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego 2013-2020. Przypomnijmy, że chodzi o zwiększenie liczby fotoradarów na polskich drogach, co ma zdaniem Lisa wyłącznie zapewnienie wielomiliardowych wpływów do budżetu, a nie zapobieganie tragicznym wypadkom.
Oburzony dziennikarz wdał się już w publiczny w spór z ministrem transportu, budownictwa i gospodarski morskiej. W swoim programie Lis przekonywał Sławomira Nowaka, że zwiększenie liczby radarów nie poprawi bezpieczeństwa na polskich drogach oraz dowodził, że wiele z nich jest niepotrzebnych. Jako przykład podał ten znajdujący się na ulicy Puławskiej. Dziennikarzowi ostro odpowiada felietonista Gazety Wyborczej, Michał Wojtczuk:
Nie mógłbym się bardziej nie zgodzić. Jeżeli gdzieś fotoradar jest potrzebny, to właśnie tam. Podobnie jak mieszkający w Konstancinie Lis doskonale znam Puławską - urodziłem się i przez wiele lat mieszkałem w Piasecznie. Puławska to długa, prosta, szeroka ulica. Kusi samozwańczych mistrzów kierownicy do prucia 140-160 km na godz. slalomem między innymi samochodami albo do gwałtownego przyspieszania i hamowania podczas wyprzedzania. (...) Piaseczno jest wielką sypialnią Warszawy, wielu jego mieszkańców spędza cały dzień w Warszawie. Rano, w godzinach szczytu, gdy wszyscy wyjeżdżają do pracy, Puławska totalnie się korkuje. Tak samo jest około 17. A mało co tak frustruje kierowcę, jak stanie na szerokiej prostej jezdni. (...) Ja też znam Puławską, ale nie czuję się bezpiecznie, gdy drogę zajeżdża mi wariat w firmowym SUV-ie, zaraz potem gwałtownie hamując, a potem znów startując z piskiem opon, bo wypatrzył kolejną lukę między zderzakami samochodów na sąsiednim pasie. Od czasu gdy w Mysiadle stoi fotoradar, takich "kierowców bombowców, arystokratów szos" zrobiło się mniej i jeździ się znacznie wygodniej. Nie wspomnę już o mieszkańcach Mysiadła - tak, tak, to nie jest pustynia, tam mieszkają ludzie! - którzy dzięki fotoradarowi nie zmawiają już zdrowasiek, zanim postawią stopę na pasach przejścia dla pieszych.
W rozmowie z Nowakiem Lis użył argumentu, że na Słowacji jest tylko 12 fotoradarów, a mimo to liczba wypadków spada. Minister postanowił sprawdzić te informacje i okazało się, że Lis nie mówił prawdy, bo według słowackiej policji na terenie tego kraju jest 98 fotoradarów stacjonarnych i 140 mobilnych. W Polsce - 70. Zgodnie z założeniami Narodowego Programu Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ma być ich 400.
Wśród Was jest zapewne wielu zarówno przeciwników jak i zwolenników akcji rządu. I wszyscy mają swoje racje, nikt nie lubi przecież płacić mandatów. Ale akcja Lisa nie działa na korzyść ani jednych ani drugich. Część prawdy jest niestety taka, że w Polsce panuje od zawsze taki, za przeproszeniem, burdel, bo ludzie mają gdzieś przepisy. A przede wszystkim gdzieś mają je nasi celebryci parkujący swoimi SUV-ami na ulicach, a nawet na przejściach dla pieszych. Ci sami celebryci walczyli też wcześniej z zakazem palenia w klubach i restauracjach, który na Zachodzie jest standardem od dobrych kilkunastu lat. Zakaz wszedł w życie i jakoś ucichli. Może uznali, że jednak lepiej jest wracać do domu z imprezy nie śmierdząc dymem jak popielniczka?
Ten sam walczący z polskimi fotoradarami Tomasz Lis będzie pewnie grzecznie zwalniał, gdy pojedzie do Niemiec czy Holandii. A w Polsce niestety dużo łatwiej jest zginąć na drodze.
Poniżej zdjęcia wypadku Macieja Zientarskiego, do którego doszło na ulicy Puławskiej. To było ferrari: