Niestety, to nie powinno już chyba nikogo dziwić. Główny bohater jednej z największych polskich afer finansowych ostatnich lat co prawda siedzi w areszcie, ale na pewno nie powinien martwić się o stan konta po jego opuszczeniu. Po odsiedzeniu kilku lat w więzieniu Marcin P. będzie wolnym i bogatym człowiekiem - jak już pisaliśmy, wraz ze swoją żoną Katarzyną wyprowadzili z Amber Gold około 30 milionów złotych. Zobacz: Wypłacili sobie 27 MILIONÓW z Amber Gold!
Jednym z głównych źródeł dochodów były pensje, które małżonkowie wypłacali sobie sami. Nawet po aresztowaniu i przedstawieniu zarzutów, P. zgodnie z prawem byli pracownikami Amber Gold za co... otrzymywali wynagrodzenie. Syndyk, który zarządza obecnie nie tylko pozostałym majątkiem, ale również i kadrą firmy, z końcem grudnia rozwiązał umowę z Katarzyną. Oficjalna współpraca z Marcinem P. zakończy się najwcześniej w lutym. Mimo że przebywa on w areszcie, są problemy z dostarczeniem mu wypowiedzenia.
20 listopada syndyk wysłał je do aresztu śledczego w Piotrkowie. Po dwóch dniach znalazło się na bramie zakładu, ale zgodnie z przepisami, choć to standardowy dokument, został przesłany do cenzury, do prokuratury w Łodzi. Prokuratorzy tak wnikliwie badali zwolnienie z pracy Marcina P., że do aresztu wróciło ono 17 grudnia - opisują Fakty TVN. Standardowy dokument wędrował więc między bliskimi sobie instytucjami 25 dni. Prokuratura przyznaje, że właściwie nie wie, dlaczego. Efekt? Prezes Amber Gold wciąż oficjalnie pracuje, a z posadą pożegna się nie wcześniej, niż 1 lutego.
Zgodnie z dokumentami, do których dotarli dziennikarze, P. zarabia obecnie nieco ponad 1000 złotych.