Po głośnym wyznaniu Lance'a Amstronga, który przyznał, że przez lata okłamywał wszystkich swoich fanów i czytelników książek, w których pozował na bohatera, środowiska związane ze sportem podzieliły się. Jedni nadal są zdecydowanymi przeciwnikami stosowana dopingu, ale część osób przekonuje, że skoro nic się na to nie da poradzić, to lepiej go, pod pewnymi warunkami, zalegalizować. Do drugiej grupy należy Przemysław Saleta. W rozmowie z Dziennikiem Polskim, której fragmenty przytacza Fakt, zapewnia, że doping ma swoje dobre strony. Jego zdaniem sport z dopingiem jest po prostu "zdrowszy".
Doping tylko w sporcie zawodowym, a nie na siłowniach - zaznacza bokser. To dwie różne sprawy. Weźmy takiego Armstronga. Szprycował się całe życie, ale gwarantuję że nie będzie miał żadnego uszczerbku zdrowotnego. Właściwie to sport wyczynowy z dopingiem jest nawet zdrowszy. Organizm szybciej się regeneruje i jest wstanie znieść wysiłek, z którym człowiek na naturalnej diecie nie poradziłby sobie.
Saleta przekonuje, że obecna sytuacja prowadzi do nadużyć, których ofiarami padają sportowcy, zwłaszcza niezamożni, których nie stać na kosztowne i niewykrywalne substancje dopingowe.
Wszystko sprowadza się do tego, czy ktoś ma pieniądze, by mieć dostęp do środków, które są niewykrywalne, czy stać go jedynie na takie substancje, które są demaskowane na kontrolach antydopingowych - wyjaśnia bokser. Przykładem są Chiny, gdzie sport jest sponsorowany przez państwo i nie ma żadnych ograniczeń finansowych. Jaki jest tego efekt? Chińskich sportowców właściwie nie łapią, a przecież niemożliwe jest, by 16-letnia dziewczynka biła wszystkie rekordy świata w pływaniu i pewien dystans pokonywała szybciej niż mężczyźni.