Jak wiadomo, Piotr Adamczyk nie lubi, kiedy jego żona wyjeżdża z kraju. Ponieważ niestety zapomnieli ustalić tę sprawę przed pospiesznym ślubem, teraz jest ona powodem kolejnych kłótni i cichych dni. Znajomi pary obawiali się nawet, że ich związek tego nie przetrwa.
Ostatecznie stanęło na tym, że Katarzyna Gwizdała zrezygnuje z częstych wyjazdów do Francji, a w zamian za to Adamczyk załatwi jej pracę w show biznesie jako "Kate Rozz". Najlepiej w filmie, a jak nie to chociaż w telewizji. Przez chwilę prawie się udało. Gwizdała miała poprowadzić z Tomaszem Kammelem drugą edycję The Voice of Poland, jednak Dwójka wybrała wersję oszczędnościową, w której miejsce Gwizdały zajmie prawdopodobnie piosenkarka Marika, która zgodziła się na 2 tysiące złotych za odcinek. Gwizdała chciała aż 5 tysięcy.
Rozczarowana Kasia uznała widocznie, że w takiej sytuacji umowa z mężem już nie obowiązuje, bo spakowała walizki i pojechała na lotnisko. Adamczyk podrzucił ją wprawdzie samochodem do hali odlotów, ale nawet nie wysiadł z auta.
Modelka sama musiała wypakować walizki i zataszczyć je do punktu odprawy - relacjonuje Super Express. Nie miała co liczyć na pomoc małżonka, bo ten już dawno odjechał. Nie doczekała się też z jego strony jakiegokolwiek czułego gestu.
I tak poszło lepiej niż podczas słynnej, uwiecznionej na zdjęciach awantury na ulicy.