Natasza Urbańska przez ostatnie kilka miesiący próbowała zmienić taktykę. Zamiast pchać się wszędzie, gdzie się da i publicznie rozbierać, przygotowywała się po cichu do premiery swojej pierwszej "kolekcji ubrań". W końcu jednak nie wytrzymała i pokazała piersi na okładce Vivy. To w końcu zawsze działa. W numerze tłumaczy się ze wszystkich projektów, w które się ostatnio angażowała.
Najsławniejszy oczywiście to kompromitujący występ w klubie w Los Angeles, który obejrzały miliony Polaków. Urbańska uważa, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Wstyd jej jednak za nagrany w Los Angeles teledysk, którego mimo starań nie udało się usunąć z sieci. Żali się też, że została oszukana i rozbierała się za darmo... Przypomnijmy, jak to wyglądało:
To była dla mnie wielka przykrość i rozczarowanie. Miałam konkretne oczekiwania co do tego teledysku. Wysłałam reżyserowi całą serię zdjęć z moimi pomysłami. Żadne z nich do niego nie dotarło – mówi na łamach Vivy. Zostałam okłamana przez producentów. I oszukana. Nie zobaczyłam ani złotówki, wręcz dołożyłam do tego projektu. Zabrakło mi intuicji. Ale nie żałuję. Trzeba się czasem na czymś przejechać.
Może nie zobaczyła pieniędzy, bo projekt nie przyniósł żadnych zysków? Urbańska broni także swojej roli w strasznej Bitwie Warszawskiej 1920, mimo że została uznana za jedną z najgorszych aktorek roku.
Wspominam tę pracę wspaniale. To była wielka przygoda i ogromny zaszczyt. I nie mam poczucia porażki. Wielu znakomitych aktorów gratulowało mi tej roli, brytyjski krytyk napisał, że jestem Lizą Minneli współczesnego polskiego kina. I tej wersji będę się trzymać!
"Liza Minelli współczesnego kina"... Widzieliście ją w "Bitwie warszawskiej" i możecie to potwierdzić?
Przypomnijmy, jak ocenił jej talent magazyn Film: Mucha czy Urbańska? "NAJGORSZE AKTORKI 2011"!