Edyta Górniak długo walczyła w sądzie z Super Expressem. Proces dotyczył publikacji z wiosny 2004 r. Tabloid opisywał wtedy warunki w szpitalu i zachowanie Edyty, która urodziła synka. Napisał, że Górniak wyrzuciła księdza i nie przyjęła komunii, bo nie jest katoliczką. Sugerowano, że pali papierosy.
Górniak twierdziła, że do szpitala "wkradali się" ludzie, którzy "próbowali ukraść jej dziecko, bo ogarnęła ich zwierzęca chęć posiadania jego zdjęcia".
Redaktor naczelny Super Expressu utrzymywał, że nie jest porywaczem, a ponadto, że Edyta sama opowiadała prasie o swojej rodzinie, co oznaczało zgodę na wkroczenie w jej prywatność.
W styczniu 2006 Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał wydawcy Super Expressu zapłacić Górniak 75 tysięcy złotych kary, zakazał też śledzenia jej i publikowania materiałów na jej temat nie mających związku z wykonywaną przez nią funkcję publiczną. W wrześniu 2006 Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał ten wyrok, uzasadniając: Artyści to nie osoby publiczne, mają prawo do prywatności.
To istotny wyrok. Zakazuje działalności paparazzich w naszym kraju. Czegoś takiego jeszcze nie było - cieszył się adwokat Górniak. Przedwcześnie. Pozwani złożyli bowiem skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego, którą ten wczoraj uwzględnił.